Bogusław Wołoszański – dziennikarz, prawnik i popularyzator historii, autor wielu książek o tematyce historycznej, pomysłodawca oraz autor kultowego programu telewizyjnego i radiowego „Sensacje XX wieku”, rozpoczyna nowy cykl pod nazwą „Tajna historia XX wieku”.
W jednym z pierwszych odcinków, którego emisja w TV ma być jesienią br. autor serii dokumentalnej będzie opowiadać o sensacyjnym wręcz wydarzeniu nie tylko dla mieszkańców 1 500. tysięcznego Tyńca Małego, w gminie Kobierzyce.
Opierając się na książce „Lista Grunmanna. Tajemnice skarbów Dolnego Śląska” podaje, że tuż po Powstaniu Warszawskim Niemcy nie tylko spalili Warszawę, ale rozpoczęli na wielką skalę grabież polskich dóbr kultury. Z Muzeum Narodowego wywieziono najcenniejsze zabytki - i tak do Tyńca Małego (Klein Tinz) trafiły trzy karoce i piękne sanie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego wraz z innymi kosztownościami.
Dlaczego wybrano właśnie to miejsce? Odpowiedź daje tytuł książki. Günter Grundmann był niemieckim profesorem, (m.in. Uniwersytetu Wrocławskiego) historykiem sztuki, konserwatorem zabytków i malarzem, któremu powierzono opracowanie listy miejscowości i obiektów gdzie w razie wojennego zagrożenia można było szybko i bezpiecznie umieścić cenne dzieła sztuki i kosztowne przedmioty. W ten sposób na liście Grundmanna znalazł się folwark Klein Tinz.
Z Warszawy Niemcy wywieźli zrabowane zabytki pociągiem zatrzymując się na stacji Ketten (Klecina), skąd trafiły do Klein Tinz (Tyńca Małego). Autorzy książki podają, że karoce i sanie ukryto w tynieckim pałacu. Nie jest to w żaden sposób prawdopodobne. Pałac był zbyt małym budynkiem by pomieścić tak okazałe pojazdy. Jeśli Tyniec M. znalazł się na liście Grundmanna to z powodu wielu istniejących wówczas budynków gospodarskich położonych na terenie folwarku.
Jednym z takich obiektów była ogromna stodoła z dużymi przelotowymi dwuskrzydłowymi drzwiami. Składała się z sześciu segmentów i sześciu par drzwi. Do środka można było wjechać nawet czołgiem. Co się stało ze zrabowanymi królewskimi pojazdami?
Przypuszczalnie przed zbliżającymi się od strony Świdnicy wojskami 1 Frontu Ukraińskiego, czyli przed początkiem lutego 1945r., najeźdźcy zdążyli wywieźć zagrabione skarby w głąb Niemiec. Nie jest możliwe by Rosjanie zagarnęli schowane w Tyńcu M. skarby. Brali wszystko w biały dzień, co uznali za trofiejne i nie kryli się z tym. W Tyńcu Małym i pobliskich Żernikach Małych zatrudnieni byli Polacy jako pracownicy przymusowi. Z ich przekazu nie wynika nic, co by wskazywało, że po wejściu Rosjan na ten teren wywożono jakieś cenne rzeczy, o czym z pewnością było by głośno.
Zachodzi pytanie, czy właściciel folwarku – baronowa Maria Jozepfa von Ruffer, cokolwiek wiedziała o przechowywanych skarbach. Na pewno wiedziała, że w jej folwarku wyznaczono miejsce na przechowanie jakiś cennych rzeczy. Hitlerowcy nie informowali nikogo co i skąd przywożą. Właściciele mieli wyłącznie udostępnić i przygotować pomieszczenia. Jeśli coś wiedziała to na pewno nie przypuszczała, że są to zagrabione skarby i do tego tak cenne.
W maju 1945r. wracający z frontu Rosjanie ograbili pałac, a następnie go spalili. Jeszcze kilka lat po wojnie w ruinach tynieckiego pałacu Rufferów pracowali poszukiwacze skarbów przesiewając sitami zgliszcza.