wywołanie zgodne z linkiem canonical
Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Kąty Wrocławskie
Niezwykła „Kronika wsi Romnów”

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
W zasobach Regionalnej Izby Pamięci w Kątach Wrocławskich znajduje się oryginał niemieckiej kroniki wsi Romnów (niem. Rommenau, Kreis Breslau), obecnie wieś w gminie Kąty Wrocławskie.
Niezwykła „Kronika wsi Romnów”

Niezwykła „Kronika wsi Romnów”
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Niezwykła „Kronika wsi Romnów”
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Niezwykła „Kronika wsi Romnów”
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Jest to niezwykle wartościowa historia regionu i rodziny właściciela ziemskiego podpułkownika rezerwy Joachima Ledera. Ostatnie strony to opisy kończącej się wojny widziane oczami niemieckiej rodziny. My mówimy czasami „wyzwolenie”.

Trudno było znaleźć osobę, która podjęła by się tłumaczenia kroniki - pisana jest specyficznym językiem i rodzajem pisma odręcznego określanym w języku potocznym jako Sütterlinschrift. Tłumaczenia podjął się znający ten język Waldemar Jankowski z Krakowa,.

 „Od 26.01. do 10.08.1945 ta księga leżała w blaszanej skrzynce w piwnicy restauracji Gläsera ukryta w suchym piasku podłogi. Dzięki temu została aż do tej chwili uchroniona przed przejęciem lub zniszczeniem przez rosyjskie lub polskie ręce. 11.08.1945 pisząca te słowa zabrała tę księgę ze sobą do Kowar do domu doktora medycyny Röscha.”

 

Niech Joachim Leder i jego rodzina sami opowiadają. W Kowarach znalazł się z żoną uciekając przed frontem, gdzie wielu mieszkańców wsi kierowało się ze skromnym dobytkiem w stronę Czechosłowacji, tego, co ich tam spotkało, też nie można nazwać gościną:

„Najbiedniejsi zostali w ciągu kilku następnych dni kompletnie obrabowani i pobici przez Czechów i mogli się cieszyć, jeśli następnie udało im się wrócić tutaj przez granicę ratując tylko nagie życie. Wielu uciekinierów było przez Czechów przetrzymywanych całymi tygodniami jako siła robocza, źle odżywiana, w złych warunkach i źle traktowana. My w każdym razie pozostaliśmy w Kowarach i z niepokojem wypatrywaliśmy wkroczenia Rosjan. Nastąpiło ono 09.05.1945 około południa. W małych oddziałach po 2 do 15 żołnierzy, wszyscy na motocyklach albo w samochodach, wszyscy krzepcy, młodzi i dobrze odżywieni wkroczyli pokojowo do miasteczka. „Woyna się skończyła, już nie strzelać”[1] było ich hasłem. Ale wkrótce mimo wszystko słyszało się o pierwszych gwałtach na kobietach, o przeszukiwaniu pokojowo nastawionych mieszkańców na ulicy żądając oddania zegarków, biżuterii i tym podobnych rzeczy, które były im zabierane.”

„Ku naszemu zdziwieniu już 10 maja przeszli przez Kowary niemieccy żołnierze, pojedynczo lub w niewielkich oddziałach. Twierdzili oni, że zostali zwolnieni przez Rosjan i pieszo wędrowali w swoje ojczyste strony ponieważ kolej została zatrzymana. Jedni chcieli się dostać do Prus Wschodnich, inni do Hamburga, jeszcze inni na Górny Śląsk i tak dalej. Gdy ten ludzki potok pojawił się również 11 maja zdecydowaliśmy się z mężem bez namysłu jeszcze tego samego dnia przedrzeć się pieszo do Romnowa, i tam w końcu nabrać pewności odnośnie losu naszej córki.”

„Pola leżały w całości odłogiem, nawet obszary obsiane poprzedniej jesieni oziminą. W tym tak pracowitym  dla każdego gospodarza czasie nie widziało się na polach ani jednego zaprzęgu, ani człowieka zajętego pracą.

Pasły się za to na polach wielkie stada bydła po kilkaset sztuk, gnane przez niemieckie i ukraińskie kobiety, nadzorowane przez rosyjskich i polskich konnych. Te stada były najprawdopodobniej w trakcie marszu na wschód. W ogóle nie zwracając uwagi na zasiew były gnane przez wielkie pola żyta oraz pszenicy i zadeptywały przyszłoroczny chleb swoimi kopytami. Gospodarza musiało boleć serce na widok tych spustoszeń.”

„W Bukowie obejrzeliśmy kościół katolicki. Był on przez Rosjan kompletnie zdewastowany, tabernakulum wyłamane, piszczałki organów wyrwane, ornaty porozrzucane po ławkach. Na przykościelnym cmentarzu  znajdowało się sporo świeżych grobów rosyjskich żołnierzy. Każdy grób miał wbity drewniany pal owinięty czerwonym materiałem, na którym napisane było imię i nazwisko oraz dzień urodzin i śmierci poległego.”

Brzemienna córka Maria Luiza pozostała w Romnowie po wejściu Rosjan, nie zdążyła uciec przed frontem.

Pani Marie-Luise Hupke, z domu Leder opowiada:

„Jak uzgodniono, 9 II 1945 o godz. 4 rano odjechał w kierunku Kątów Wrocławskich samochód z naszym bagażem w towarzystwie zarządcy Hundta i operatora maszyn Raschke. Samochód miał jechać do znajomych do Pisarzowic koło Kamiennej Góry (Minister von Schack). Tam chciałam dojechać koleją o 8:00 z dworca Sadowice.

Nagle o 7:00 zarządca Hundt zjawił się przede mną. Zameldował, że nie będzie już mógł jechać przez Kąty, bo tam był silny ostrzał. Rosjanie przybywając autostradą od strony Legnicy zdołali zrobić wyłom. Moje przerażenie było oczywiście ogromne. Z mleczarzem Schunke i zarządcą Hundtem radziliśmy, czy istniałaby jakaś inna możliwość przejazdu. Ale obydwoje mi to odradzali, gdyż było to zbyt niebezpieczne. Z Wehrmachtu nie było u nas już widać nikogo.

Zostałam więc uwięziona ze wszystkimi innymi w Romnowie i musiałam odważnie stawić czoła wszystkim rzeczom, które miały tu nadejść. Te rzeczy przyszły też wkrótce i w postaci ośmiu rosyjskich czołgów, które wtoczyły się do Romnowa po południu około 16:00 od strony leśniczówki Skałka.”

„W sobotę (10.II.) wcześnie rano przybyła do Romnowa od strony Bogdaszowic duża liczba Rosjan na motorach. Rozłożyli przewody i ustawili aparat telefoniczny przed drzwiami restauracji. Przy okazji obeszli wszystkie domy, obejrzeli  wszystkie pomieszczenia, pootwierali wszystkie meble ale niczego nie zabrali. Tylko na podwórzu została zastrzelona świnia.”

„Około wieczora Rosjanie znowu opuścili Romnów. Ale zaraz następnego dnia (11.02.) pojawili się znowu tylko po to, żeby we wszystkich domach otworzyć szafy i szafki i wszystko wyrzucić na ziemię a następnie zacząć plądrować. Kradli zegarki, biżuterię i drobiazgi takie jak zapalniczki, karty do gry i tym podobne. Około południa przyszło jeszcze więcej Rosjan, zabierali wszystkie konie i uprzęże, szli grabiąc przez wszystkie domy i już słyszało się o pierwszych gwałtach. W tym momencie wszystkie młode kobiety i dziewczęta pochowały się w sianie na poddaszu albo w stodołach zagrody. Odtąd przychodzili do Romnowa liczni  Rosjanie. Zabierali siano i słomę z poddaszy i ze stodół oraz wywozili jeszcze pozostałe w gospodarstwie spore zapasy zboża i paszy dla zwierząt.”

„Należy przy tym powiedzieć, że nasi polscy pracownicy nie brali większego udziału w plądrowaniu naszych kufrów i skrzyń niż niektórzy mieszkańcy wsi. A nawet przywłaszczali sobie nasze rzeczy dopiero po nich. Po kilku dniach poszli sobie precz z jednym zaprzęgiem wołów. Później słyszeliśmy, że po drodze Rosjanie zaraz im wszystko znowu odebrali.[2]

Inne kobiety były znowu zaciągnięte przez Rosjan do młócenia, które odbywało się w naszym gospodarstwie i w całej okolicy. Wymłócone zboże Rosjanie wywozili w kierunku wschodnim. Za tę pracę kobiety otrzymywały codziennie litr mleka i co 10 dni pół chleba.

Po 8 – 10 dniach Rosjanie zaczęli zabierać mężczyzn z naszej wsi do pracy. Dokąd oni szli, nikt z nas nie wiedział. Jedni musieli pomagać w gnaniu bydła. My prosiliśmy, żeby zostawić dla każdej rodziny chociaż po jednej krowie. Tę prośbę Rosjanie odrzucili i pozostawili jedną jedyną krowę dla całej wsi. A i ta również została zabrana następnego dnia. W związku z tym nie było już w całej wsi ani jednego konia, krowy, świni, owcy, kozy ani nawet jednej sztuki drobiu. Wszystko zostało przez Rosjan pognane albo zabite.

„Sporo kobiet i starszych mężczyzn zostało zatrudnionych przez Rosjan przy kopaniu okopów w regionie Kostomłoty – Ujów. Wyżywienie i zakwaterowanie było tam tak złe, że zdarzały się ciężkie zachorowania.”

„W marcu od strony Strzegomia poganiano stado bydła wielkości 200 sztuk i umieszczono je w stajniach, stodołach i szopach naszego gospodarstwa. Stado zostało kilka tygodni w Romnowie i było karmione zapasami buraków, siana i ziemniaków, będąc pod opieką kobiet ze wsi.”

„Rosjanie w ogóle nie troszczyli się o uprawę pól, która w większości nie była też możliwa, bo przecież nie było żadnego bydła pociągowego. Ludzie musieli sami ciągnąć brony i inne narzędzia. Gdy zrobiło się cieplej, kobiety musiały pozbierać ziemniaki z kopców. Ziemniaki zostały co do ostatniego wywiezione. Dla nas pozostało bardzo niewiele. Bądź co bądź ludzie mogli sobie jeszcze dla siebie zasadzić ziemniaki, około morgi na rodzinę.” „Pomiędzy kamienną drogą a aleją bukową[3] Rosjanie urządzili na naszym wielkim polu żyta i pszenicy polowe lotnisko, na którym stało do 50 samolotów. Drzewa jarzębiny przy drodze poprzewracały się z powodu startów i lądowań samolotów – w ofierze temu lotnisku.”

Najbardziej uciążliwe we wszystkich wizytach Rosjan były jednak ciągle polowania na kobiety. I nie tylko młode kobiety i dziewczęta, ale najstarsze kobiety nie były bezpieczne od tych bezustannych zwierzęcych napadów. Odbywały się bez jakiegokolwiek poczucia wstydu nawet w obecności ledwo podrośniętych dzieci. Pani Urban opowiadała na przykład, że wykrzykiwała do swoich dręczycieli: „ja już wydałam na świat 10 dzieci, zostawcie mnie w spokoju”. Jako odpowiedź otrzymała tylko: „Ach matka, nic nie szkodzi”[4]. I przed własnymi dziećmi została przez tych zwyrodnialców zhańbiona. Niestety trzeba też nadmienić, że były w naszej wsi bezwstydne kobiety, które zadawały się z Rosjanami i znajdowały sobie stałych „chłopaków”. One cieszyły się tym przywilejem, że dostawały od Rosjan wystarczająco dużo żywności i inni Rosjanie zostawiali je w spokoju. Jakże często musiałyśmy w przeciwieństwie do tych kobiet głodować i w obawie przed prześladowaniami ze stron Rosjan spać w nocy ukryte w stodołach albo w sianie na poddaszu albo nawet przy zimowej pogodzie obozować na zewnątrz. Całe to grasowanie było jeszcze ułatwione przez to, że wszystkie drzwi do domów i mieszkań musiały pozostać otarte w dzień i noc. O każdej porze każdy łupieżca miał więc wolny dostęp do każdego pomieszczenia i każdej sypialni. To było oczywiście do cna wykorzystywane przez rosyjską żołnierkę.

Przytaczam tylko drobne fragmenty ostatnich stron tej obszernej kroniki. Dla historyków może mieć duże znaczenie. Dodam, syn podpułkownika Ledera zginął w pod Smoleńskim. W zasobach RIP znajdują się też osobiste akta Joachima Ledera.

----------------------------------------------------------------------------------------------------

 

1/W oryginale „Woyna (Krieg) kaput, nicht mehr schießen”

2/W oryginale ten fragment jest zaznaczony

3/W oryginale Steinweg i Buchenallee, trudno stwierdzić, czy chodzi o nazwy własne, czy zwyczajowe określenia stosowane w kręgu znajomych.

4/W oryginale: Ach Matka, schad nichts

 

 

 

 

Więcej informacji znajdziesz w gazecie powiatu wrocławskiego
Express Wrocławski


Opracował: Stanisław Cały



o © 2007 - 2023 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl