„29 IX 1945r. Mój pierwszy dzień w gimnazjum”
„Po tylu latach wojny doczekałam się mego pierwszego dnia w gimnazjum. W szkole było uroczyście i wesoło. Zapoznałam się z koleżankami, które były dla mnie grzeczne i uprzejme. Pierwszy przemówił do nas pan profesor, który na wstępie okazał nam swoje zadowolenie, że może nareszcie będzie mógł uczyć polskie dzieci, które jak mówił wzbraniano mu uczyć przez 5 lat. I przyrzekliśmy pracować solidarnie aż do ostatniego tchu”.
Rozpoczynający się rok szkolny jest dobrą okazją do przypomnienia o czasach wojny i trudnościach w nauce polskich dzieci.
Podczas wojny w ramach ruchu oporu na terenach włączonych do Rzeszy powstało tajne nauczanie, za które groziły represje. Na teren gminy Kąty Wrocławskie po wojnie przybyli nauczyciele, którzy mieli za sobą tajne nauczanie:
Lidia Gałuszko – Kąty Wrocławskie
Ludwik Gałuszko – Kąty Wrocławskie
Janina Wesoła - Smolec
Stanisław Wesoły - Smolec
Julian Stanisz - Zachowice
W powojennym okresie szkolnictwo pomimo braku wykwalifikowanej kadry, pomocy naukowych i przejmowania zdewastowanych obiektów, często bez sprzętów, jakoś musiało dawać sobie radę. Młodzi ludzie garneli się do nauki i chętnie pomagali wraz z rodzicami we wszelkich pracach.
Pierwszego września 1945 roku w Kątach Wrocławskich zasiadło w ławkach prawie 90 dzieci. Brak było wszystkiego, podręczników, książek, a nawet papieru - dzieci często pisały na odwrocie zadrukowanych jednostronnie dokumentach niemieckich lub radzieckich, nie wszystkim rodzicom udało się zdobyć zeszyt.
W roku 1946 zaczęły się pojawiać w szkole przydzielane zeszyty, jak też pierwsze mapy i pomoce naukowe. Pierwszą bibliotekę z zebranych książek pomagał założyć w Kątach Wrocławskich Stanisław Cisło znany społecznik. Dzieci i młodzież wykonywała prace porządkowe, nawet brała udział przy odgruzowywaniu. Młodzież pomagała jesienią przy zbieraniu ziemniaków w gospodarstwach rolnych państwowych i spółdzielczych, za to wpływały jakieś kwoty do kasy szkolnej.
Uczniowie często brali udział w życiu kulturalnym miasta, uświetniając uroczystości państwowe i rocznicowe.
„Podrośniętym” w czasie wojny, kiedy okupant niemiecki nie pozwolił uczyć polskich dzieci, uczniom, organizowano kursy dla nadrobienia zaległości.
Tu fragment życiorysu dorosłego kandydata do szkoły wieczorowej;
„Urodziłem się 12. 09. 1932 roku we wsi Malanów powiat Wieluń, woj. Łódzkie. Pochodzę z rodziny robotniczej. Z młodych lat przebywałem przy rodzicach, gdy miałem chodzić do szkoły wybuchła wojna, w czasie okupacji nie chodziłem do szkoły, ponieważ nie było wolno. Po wojnie przyjęto mnie do trzeciej klasy, ponieważ w czasie okupacji uczyłem się w domu, uczyli mnie rodzice.”
W Kątach Wrocławskich trud uruchomienia polskiej szkoły został podjęty przez małżeństwo nauczycielskie państwo Lidię i Ludwika Gałuszko, którzy przybyli ze wschodu już w roku 1945. Kolejno dołączyli: Maria Badeńczyk, Zofia Budrewicz, Bronisława Żydzik oraz Aniela Czarma. Religię prowadził ks Franciszek Piszczor.
Pani Lidia uczyła języka rosyjskiego, pan Ludwik geografii.
Dziś spoczywają na Kąckim cmentarzu.
W Gniechowicach trud zorganizowania pierwszej polskiej szkoły podjął Jan Krzyżanowski w czym pomagali rodzice i uczniowie. Przez wiele lat był w niej pierwszym kierownikiem.
Po latach społeczność wiejska Gniechowic odnowiła nagrobek na cmentarzu przykościelnym stawiając granitową płytę.
Dzisiaj w Gniechowicach stoi piękna nowoczesna szkoła z dużą salą sportową.
Jestem w posiadaniu teczki I komitetu budowy szkoły w Gniechowicach, którego ojciec został przewodniczącym.
Na zebraniu była dyskusja, czy robić dobudówkę do starej szkoły, czy budować nową, szukano pomysłów i pieniędzy.
W protokole z zebrania z dnia 10. 09. 1984 znajduję zapis;
p. Cały Feliks zgłosił koncepcję. Jesteśmy na progu XXI w., nauka będzie potrzebowała innych warunków, w związku z tym będzie potrzebna szkoła z prawdziwego zdarzenia.
Po latach kamień węgielny pod budowę nowej szkoły wmurował ks. kardynał Henryk Gulbinowicz.
Ojciec był również przez kilka lat nauczycielem biologii w starym budynku szkoły, jako że miał doktorat nauk rolniczych, a brakowało nauczyciela. Szkoła pamiętała o „swoim” starym nauczycielu – jej przedstawiciele uczestniczyli w pogrzebie.
Niemieccy pastorzy też uruchomili w roku 1945 szkołę w Kątach Wrocławskich dla 70 niemieckich dzieci, lecz Urząd Bezpieczeństwa ją zamknął. W następnym roku znaczna część Niemców wyjechała.
Ja zaczynałem swoją pierwszą klasę w Smolcu, w roku 1951. O sali gimnastycznej jakoś nikt nie myślał, dzisiaj obok mojej starej „budy” istnieje od lat piękna sala sportowa, w tym roku oddano do użytku kolejne skrzydło szkoły z wieloma nowymi klasami kosztem 10 milionów zł. Ze wzruszeniem wspominam moją pierwszą nauczycielkę - panią Marię Matzner, jak też koleżanki i kolegów. To nasza Pani nauczyła nas nie tylko pierwszych literek, ale też jak dzielić się drugim śniadaniem z głodnym kolegą. Tu w Smolcu, po latach, uczyła się moja wnuczka już w jakże innych warunkach. To w tej szkole, zaraz po wojnie, odbywały się zimą wieczorowe kursy dla dorosłych analfabetów.
Tu kolejny fragmenty życiorysu dorosłego kandydata do szkoły w Bogdaszowicach chcącego kontynuować naukę;
„Urodziłem się 13. 10. 1926 roku w miejscowości Romaszki powiat Biała Podlaska woj. lubelskie. Od siódmego roku życia zacząłem chodzić do szkoły w Romaszkach, gdzie skończyłem 4 klasy szkoły podstawowej w roku 1939. Dalszą naukę przerwał mi wybuch wojny. W czasie okupacji początkowo pracowałem w gospodarstwie rodziców, potem zacząłem się uczyć praktyki krawieckiej do roku 1943, gdy zostałem zabrany do obozu pracy t. z. Junaków, których Niemcy potrzebowali do budowy linii kolejowych i lotnisk. W roku 1944 w marcu obóz ten został rozwiązany przez polskie oddziały partyzanckie, a mnie i moich kolegów pochodzących ze wsi zaciągnięto do Batalionów Chłopskich, gdzie przebywałem do wyzwolenia, to jest do 30 lipca 1944 roku. Po wyzwoleniu powróciłem i pracowałem na gospodarstwie rodziców, nie miałem możliwości ukończyć szkoły podstawowej, bo w moim miejscu zamieszkania nie ma szkoły, a na dojazd do innej miejscowości do szkoły wieczorowej nie był dla mnie dogodny z powodu tego, że pracując przy obsłudze inwentarza żywego nie mam wolnego popołudnia.”
Dzisiaj w wielu miejscowościach naszej gminy przybywa mieszkańców, szkoły są systematycznie budowane i rozbudowywane, by podołać napływowi dzieci i młodzieży. W jakże innej szkole przebywają teraz dzieci w porównaniu z powojennym czasem. Szkoły są piękne, z wykształconą kadrą, dobrze wyposażone w nowoczesne sprzęty.
Nie mają jednak dzieciaki atramentu w kałamarzach do robienia kleksów...
Jako uzupełnienie polecam:
Wspomnienie. Na mojej drodze do szkoły nie było gimbusów
http://www.otowroclawpowiat.pl/news.php?id=81994