Wszystkie procesy miał o pobicie. Rozłąki z rodziną sprawiły, że jest z żoną w separacji. Mają dwójkę dzieci w wieku 4 i 5 lat. Choć postanowił się zmienić, w resocjalizację nie wierzy. – Za murami bez problemu można kupić narkotyki czy flaszkę wódki. To kwestia pieniędzy, a przebitka jest podwójna. Ja wolałem pracować w piekarni. Czas wolny spędzałem na siłowni – opowiada.
Do zakładu karnego nie chce wracać. Przekonały go rady starszych więźniów, którzy żałują zmarnowanych lat. – Andrzej spójrz na nas i ucz się. Przez głupotę straciliśmy domy, rodziny, dzieci. Uświadom sobie, jakie możliwości daje wolność.
Metraż kontrolowany
Po odsiedzeniu wyroku mężczyzna wrócił do Garncarska. – Chciałem się ustatkować, podjąć stałą pracę, mieć własny kąt. W gminie złożyłem wniosek o przydział mieszkania, ale komisja go odrzuciła – twierdzi Szczepanik.
Mężczyzna tymczasowo zamieszkał u swojej matki. -Pan Andrzej ubiegał się o mieszkanie, ale nie spełniał wymogów. Według prawa o lokal socjalny mogą starać się osoby, które mieszkają na powierzchni mniejszej niż 5 mkw. na osobę – uzasadnia Teresa Pukała, kierowniczka Zarządu Budynków Mieszkalnych w Sobótce.
Wolność bez pracy
Mężczyzna podjął desperacki krok i wymeldował się. Przez to otrzymał status bezdomnego i znalazł się w kolejce oczekujących po własne M.
Jak tłumaczy kierowniczka ZBM-u istnieją różne kryteria przydziału lokali. Największe szanse mają rodziny wielodzietne, samotne matki oraz osoby, które najdłużej czekają. Obecnie na mieszkania w gminie czeka 50 rodzin. Kiedy były więzień otrzyma lokal – nie wiadomo.
Jednak prawdziwa gehenna zaczęła się, kiedy szukał pracy. Pracodawcy nie chcą zatrudniać osoby bezdomnej. – Zostałem bez mieszkania i pracy. Kilkakrotnie prosiłem o pomoc rzecznika praw obywatelskich. W biurze odpowiadano: przydział lokum to sprawa gminy. Jak mam żyć na wolności?
Wujek „Dobra Rada”
– Ten pan powinien zgłosić się do nas. Komfortowo nie jest, ale przynajmniej będzie zameldowany i łatwiej znajdzie pracę – tłumaczy Ewa Humienna z Domu Socjalnego dla Mężczyzn we Wrocławiu. 80 procent bezdomnych zgłaszających się do placówki to byli więźniowie.
Pomocą w załatwieniu spraw lokalowych do niedawna zajmowało się Wrocławskie Towarzystwo Opieki nad Więźniami, ale straciło uprawnienia. – Istniejemy od 1989 roku. W ciągu roku pomagaliśmy 300 więźniom. Niestety, miasto przestało nas dotować. Obecnie pensjonariuszom możemy służyć dobrym słowem – wzdycha Elżbieta Dobiejewska, była szefowa towarzystwa. Zdesperowany bezdomny zapowiedział, że zajmie pustostan.