Na drogi wyruszyło pieszo przy kilkunastopniowym mrozie kilkaset tysięcy ludzi. Były to osoby niezdolne do pracy i walki, starcy i osoby z małymi dziećmi. Wszystkie inne objęte zostały obowiązkiem pracy - w tym chłopcy od 10, a dziewczynki od 12 roku życia. Do służby frontowej Gauleiter Hanke powołał też kobiety.
Już wkrótce, po wyjściu z twierdzy rowy zapełniały się zwłokami starców i dzieci, którzy zamarzali i nie podołali trudom marszu. Przez kilka tygodni życie straciło około 100 tysięcy mieszkańców Breslau.
Kolumny takie szły dniami i nocami, by dotrzeć do odległych miast, gdzie można było ewentualnie znaleźć jakiś transport.
Żyjący w tym czasie w Sowicach Niemiec, świadek historii Felix Schön, obecnie mieszkający w Aachen, po latach opowiadał nam, jak wyglądała ta ewakuacja.
Wyjechał z Polski w latach pięćdziesiątych w wieku 18 lat. Opowiadał, że zwłoki dzieci leżały przez kilka miesięcy w rowach i krzakach. Dopiero w maju 1945, Rosjanie nakazali mieszkańcom zbierać zarośnięte trawą zwłoki małych dzieci, które on sam pomagał wynajdywać.
Zwłoki te, pozbierane do worków, zostały pogrzebane na cmentarzu przy ulicy Mireckiego w Kątach Wrocławskich. Przez wiele lat była to nieoznakowana, zbiorowa mogiła. Dzisiaj miejsce to jest już odpowiednio upamiętnione.
Felix Schön przekazał, że uchodźcy którzy wcześniej uciekali z terenów wschodnich Niemiec przyjmowani byli już w pierwszych dniach stycznia w pałacu w Sadowicach na krótki odpoczynek. Kolejni z "Festung Breslau" już nie mieli miejsca. Szli na zachód przy 17-25 stopniowym mrozie i umierali po drogach.
Dzięki informacji od Felixa Schöna, a staraniu Jerzego Grendy, przy współpracy członków Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Kąckiej i dużym zaangażowaniu w prace ZGK Kąty Wrocławskie, oraz wsparciu władz gminnych, bezimienna dotąd mogiła może świadczyć o okrucieństwach wojny i zbrodni dokonanej przez Niemców na własnym narodzie.