Strażacy z Jordanowa Śląskiego uratowali już życie wielu osobom. W akcjach często używają nożyc hydraulicznych do rozcinania karoserii i ciężkiego sprzętu.
- Kiedy jest najwięcej wypadków? Podczas weekendów. Ostatnio PKS z Dzierżoniowa wylądował w rowie nieopodal miejscowości Mleczna na szczęście nikomu nic się nie stało. Potężny wiatr spychał ze śliskiej drogi ciężkie pojazdy - opowiada Marek Dąbek, komendant OSP w Jordanowie Śląskim.
Droga krajowa nr 8 wymaga modernizacji, zwłaszcza skrzyżowanie Jordanowa Śląskiego z drogą powiatową od Sobótki. Minusem krajowej ósemki są koleiny, na których auta wpadają w poślizg. Do wielu tragedii dochodzi podczas manewru wyprzedzania.
- Z tego powodu zginęła młoda kobieta, która parę dni wcześniej dostała prawo jazdy. Na pewno winny jest system szkoleń, który uczy młodych kierowców jak jeździć po mieście i manewrowania na placach. Wiele osób nie ma pojęcia o szybkiej jeździe na wąskiej drodze szybkiego ruchu - podkreśla Leszek Dąbek, naczelnik OSP.
Strażacy potrafią reanimować i udzielać doraźnej pomocy. Z pogiętej karoserii wyciągają ludzi i transportują do karetki. Skarżą się, że większość ludzi nie umie udzielać pierwszej pomocy.
- Po wypadku pasażer w szoku uciekł w pole kukurydzy. Miał złamane obie nogi, ale udało mu się przebiec 200 metrów. Inny ranny kierowca miał broń. Obawialiśmy się, że zrobi komuś krzywdę lub sobie. Nie wiadomo, co robić w takich przypadkach – rozkłada ręce Ryszard Czaicki, zastępca naczelnika.
Ludzie w szoku często są agresywni, nie chcą być opatrywani, krzyczą lub uciekają. Pewna 20-latka, która wypadła z autobusu, nie dała strażakom, ani lekarzowi opatrzyć ran. Oznajmiła, że nie życzy sobie, aby ją ktoś obmacywał. Z czasem ranni uspokajają się i uskarżają się na ból. Po czasie sami zgłaszają się do szpitala.
W OSP Jordanów Śląski czynnie działa ok. 20 osób. Mają dwa wysłużone pojazdy. Oprócz ratowania ludzi jeżdżą do pożarów i mają inne obowiązki.
- Na przykład usuwają krę lodową z zamarzniętych rzek. W chwili ocieplenia tworzące się zatory lodowe, które grożą podtopieniem pobliskich pól. Warstwa lodu nie jest gruba i można go rozkruszyć bosakami oraz innym sprzętem na wyposażeniu OSP - mówi Henryk Kuriata, wójt Jordanowa Śląskiego.