Marian Adamczyk rozpoczął naukę w krzyżowickiej szkole w 1946 r., czyli w roku inauguracji działalności szkoły. Szkoła prowadziła wtedy tylko jedną klasę, liczącą zaledwie 6 uczniów. Pod okiem trzech profesorów, młodzi chłopcy (ku niezadowoleniu pana Mariana w klasie nie było wtedy żadnej dziewczyny) uczyli się typowych również i dla naszych czasów przedmiotów takich jak matematyka, język polski, fizyka, botanika. Jak przystało na rolniczy profil szkoły, w programie nauczania znalazły się również zajęcia praktyczne z rolnictwa organizowane w okolicznych gospodarstwach rolnych. Z tego okresu Marian Adamczyk zapamiętał przede wszystkim obraz wychowawcy, porucznika wojskowego, zawsze ubranego w mundur, który twardą ręką uczył swoich uczniów dyscypliny. - Dzień zaczynaliśmy od modlitwy na dworze i porannej gimnastyki - opowiada pan Marian. Później wraz z nastaniem propagandy komunistycznej zrezygnowano z codziennego rytuału modlitwy. - Z perspektywy czasu bardzo pozytywnie oceniam ówczesne metody wychowawcze. Na pewno wszystkim nam wyszły one na dobre - dodaje mężczyzna.
Pierwsza miłość
Po lekcjach młodzi chłopcy, mieszkający w internacie, starali się wypełnić swój wolny czas na różne sposoby, np. robiąc psikusy swoim kolegom. Byli i tacy, którzy intensywnie zabiegali o względy okolicznych dziewcząt. Wśród nich pan Marian, który miał to szczęście, że pewnego dnia podczas jednej z lekcji z okien klasy wypatrzył piękną dziewczynę, swoją przyszłą żonę. Zafascynowany urodą swojej wybranki, młodzieniec nie zareagował na polecenie nauczyciela, za co został wytargany za uszy (stąd wziął się jego przydomek „słoń”). - Niełatwe były to czasy dla zakochanych – przyznaje pan Marian. – Musieliśmy ukrywać się ze swoją miłością. Trzymanie się za rękę, czy nawet niewinne całusy – takie zachowania na oczach ludzi były wtedy nie do pomyślenia. Ale jakoś sobie radziliśmy – dodaje z frywolnym uśmiechem.
Tułaczka po świecie
W powojennym życiu pana Mariana było wiele epizodów zagranicznych. Podobnie jak rzesze Polaków w poszukiwaniu lepszego życia, czy też kierowanych młodzieńczą ciekawością świata, opuścił Polskę. Najpierw wyjechał do Niemiec, aby stamtąd dostać się do Jugosławii, a następnie do Włoszech. Ostatecznie na stałe osiadł w Niemczech, gdzie mieszka do dzisiaj. Ostatnio przeprowadził się z Kolonii do miejscowości Nyskie, usytuowanej przy granicy z Polską. - Dzięki temu mam łatwiejszy kontakt z krajem i mogę np. wyskoczyć na zakupy na weekend do Zgorzelca czy Wrocławia – tłumaczy mężczyzna.
Ukochane Krzyżowice
- Tęsknota za krajem daje o sobie znać coraz bardziej – mówi pan Marian. Polska i Polacy są wyjątkowi. Nigdzie nie ma tak pięknych kobiet jak u nas. Szczególnym sentymentem mężczyzna darzy Krzyżowice. To tu przeszedłem okres nauki, przeżywałem pierwszą miłość. Dlatego kiedy tylko mogę odwiedzam to miejsce, korzystając z gościnności dyrekcji i pracowników Powiatowego Zespołu Szkół w Krzyżowicach. Przed powrotem do Niemiec Marian Adamczyk zapowiedział jednak, że wkrótce znów tu zawita… Trzymamy za słowo, panie Marianie!