Wypis z kroniki weterynaryjnej: „Kot postrzelony z wiatrówki. Pocisk przeszył jamę brzuszną i utkwił w powłokach po przeciwnej stronie. Podczas zabiegu operacyjnego stwierdzono uszkodzenie jelit w sześciu miejscach, dziurę w śledzionie oraz liczne wylewy w jelitach”.
- „Żabka” miała siedem lat. To był naprawdę dobry kot, nikomu nie wadził, nie pchał się do obcych. Podejrzewam sąsiada, który w weekendy strzela z wiatrówki – mówi Lesław Ungurian ze Strzegomian.
Ranny w brzuch kot konał kilka godzin. Fot. WFP
Twierdzi, że sprawy nie puści płazem. Zwierzę męczyło się i zdechło dopiero po kilku godzinach. Nie pomogła kosztowna, wielogodzinna operacja w klinice weterynaryjnej.
- Kot bardzo cierpiał i stracił dużo krwi. Zdechł w domu na naszych rękach – dodaje właściciel.
To nie pierwszy taki przypadek w Strzegomianach. Mieszkańcy mówią, że w okolicy wiele osób posiada wiatrówki, a turnieje strzeleckie urządzają sobie przy piwku w weekendy.
- Kilka razy w roku udzielamy pomocy rannym zwierzętom. Śrut pozostawiony w ciele może okazać się bardzo groźny. U rannego w nogę psa ołowiany pocisk powędrował, aż do brzucha – opowiada Zygmunt Dydyna, weterynarz z Sobótki.
Mieszkaniec Sobótki Zachodniej strzelał do gołębi sąsiada. Ten wytropił sprawcę i zgłosił sprawę policji. Snajper za swój czyn odpowiadał przed sądem grodzkim.
Lesław Ungurian zapowiedział, że sprawy nie puści płazem. Fot. WFP
- W przeszłości prowadziliśmy już dwie sprawy o postrzelenie zwierząt. W jednym przypadku sprawcę ukarano, drugą umorzono. Posiadamy śrut i będziemy próbowali ustalić sprawcę ze Strzegomian – zapowiedział Mirosław Kozak, zastępca komendanta policji w Sobótce.