Pożar wybuchł w prowizorycznych komórkach, w których okoliczni mieszkańcy przechowywali opał. - Nad ranem w niedzielę moja 92 letnia mama zauważyła za oknem łunę i
powiadomiła śpiących sąsiadów o pożarze – opowiada pan Stanisław. Natychmiast wezwano straż pożarną, która ugasiła ogień. Na szczęście nic nikomu się nie stało.
W pobliskich budynkach mieszkają byli pracownicy dawnego PGR-u oraz ich rodziny. Prawdopodobnie to oni przechowywali w komórkach łatwopalne materiały.
Do wielu drewnianych szop nielegalnie jest także podłączony prąd. To właśnie zwarcie mogło być przyczyną pożaru. - Podobnych komórek jest we wsi więcej, w każdej chwili mogą być przyczyną kolejnych pożarów. Istnieje także niebezpieczeństwo, że urwany
przewód, który spadnie na metalowe płoty może pozabijać ludzi prądem – opowiada jeden z mieszkańców.