Nadal kilkadziesiąt osób dziennie przyjeżdża z Wrocławia po wodę do Sulistrowiczek. Jakość wody ze studni św. Świerada przyjezdni badają na własną rękę. Jednak nigdy nie zdarzyło się, aby picia zakazał sanepid.
- Woda jest smaczna. Nie ma posmaku chloru, ani żadnych chemikaliów. Nie zostawia osadu na szklance. Pijemy ją od kilkunastu lat – wylicza Anna Marczak z Wrocławia.
Jakiś czas temu pewien „biznesmen” wpadł na pomysł, aby wodę sprzedawać na dużym wrocławskim osiedlu. Inny wrocławianin postanowił pić wodę tylko z Sulistrowiczek i zgromadził w piwnicy kilkaset litrów źródlanki.
Dwa lata temu, ktoś puścił famę, że studnia zanieczyszczona jest nawozami z pobliskich pól. Zaczęto też mówić o skażeniach przemysłowych.
- Większych głupot nie słyszałem. W pobliżu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnego przemysłu. Pierwsze słyszę, aby nawozy z pola zanieczyściły źródełko. Zresztą w Sulistrowiczkach nie ma rolnictwa na dużą skalę – wyjaśnia Marek Juraszek, sołtys.
Mają w końcu przepompownię
Jak żyje się w Sulistrowiczkach? Latem z powodu braku nowej przepompowni wody było fatalnie. Wody brakowało latem, kiedy zjeżdżali się letnicy. Krany wysychały, bo każdy zaczął podlewać kranówką ogródki. Awantury z gminą o budowę nowej przepompowni trwały wiele lat.
- W tym roku zakończy się jej budowa. Gmina będzie miała podwójne korzyści ze sprzedaży wody i opłatę za ścieki. Przepompownia powstała dzięki Januszowi Kozyrskiemu, ówczesnemu przewodniczącemu rady – podkreśla sołtys.
Plusy i minusy ma zima. Wrocławianie chwalą tutejszy mikroklimat i warunki do jazdy na nartach. Jednak dopiero kilka dni temu odśnieżono wszystkie uliczki. O przysłanie pługów apelował na sesji w Sobótce sołtys. Po pierwszych opadach było wiele zasypanych posesji, gdzie w razie wypadku dojazd karetką lub wozem strażackim byłby niemożliwy.
Sołtys, który jest listonoszem miał problemy z dostarczeniem poczty do domów, które wybudowano w rejonach górzystych.
Podpalacze pomóżcie budować
Dzięki pomocy mieszkańców odbudowano część domu Stefana Czerwińskiego. Po pożarze latem w 2009 roku rodzina koczowała w prowizorycznym namiocie. Pożar gasiło sześć jednostek straży pożarnej. Zawodowa jednostka z Kątów Wrocławskich polewała pianą budynek obok, który również zaczął się palić.
Wstępnie straty oszacowano na 300 tysięcy złotych, ale zdaniem właściciela były one dużo większe.
- Dosłownie w majtkach ratowaliśmy wszystko, co było pod ręką. Spłonęły pokoje, dwie kuchnie, łazienki i sprzęt RTV. Nie liczę już pamiątek rodzinnych, których nie da się wycenić. Teraz próbujemy wszystko odbudować – mówił po pożarze Stefan Czerwiński.
Sprawcy podpalenie siedzą w więzieniu. Właściciel domu nie dostał od nich ani złotówki. Gmina uzbierała dla pogorzelców 3 tys. zł. Rodzina otrzymuje też pieniądze z pomocy społecznej w Sobótce - (200 zł na cztery osoby).
Melioracja nieuregulowana
- Mam depresję i nie wiem, czy jutro będę żył. Nikt nie przysłał do nas żadnego psychologa. Nam trudno stanąć na nogi. Wolałbym, aby sprawcy zamiast odsiadywać wyrok w ciepłej celi pomogli nam w odbudowie – dodaje pan Stefan.
Pogorzelcom brakuje węgla i drewna na opał. Przed świętami mieszkańcy zrobili zrzutkę i kupili żywność dla domowników.
Spraw do załatwienia jest wiele np. nikt nie chce załatać dziury w moście, która co roku się powiększa. Wiele dróg nie ma nawierzchni asfaltowej. Zdarza się, że podczas silnych ulew małe potoki zamieniają się w rwące rzeki. Woda spływająca z gór niszczy uprawy i powodując straty materialne.
Dawny zalew (Ośrodek Wypoczynku Świątecznego) ma właściciela. Jednak jego stan pozostawia wiele do życzenia.