Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Kąty Wrocławskie
Strach przed samotnością

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
28 sierpnia w lasku w Gniechowicach policja odnalazła samobójcę - wisielca. 59-letni Jan N. był poszukiwany za uchylanie się od płacenia alimentów. Jedna z córek opowiada, co mogło być przyczyną samobójstwa.

- Ojciec zostawił mamę i nas, dzieci, ponad dziesięć lat temu, odchodząc do młodszej kobiety - mówi Jolanta Rychter. - Zamieszkał u swojej matki w Lasocicach. Przez kilka lat w ogóle nie dawał znaku życia. Może bał się, abyśmy nie powiedzieli policji, gdzie mieszka. Po śmierci matki przeprowadził się do Wrocławia, gdzie znalazł pracę. Wiadomo, pracował na czarno, bo ścigali go za alimenty. Później przeprowadził się do Kątów, tam pracował na budowie, aż do momentu samobójstwa. Pani Jola przerywa, płacze.

- Od  tamtego poniedziałku, kiedy się powiesił, nie mogę normalnie żyć - mówi. - Nerwowa jestem, bez tabletek na sen nie mogę zasnąć. Ludzie myślą, że jak go policja ścigała, to nie wiadomo jakim przestępcą był. A ojciec nic złego nam nie zrobił. Zostawił nas, jak dziećmi byliśmy, ale czy on jeden taki na świecie?

Pamiętny poniedziałek

Pamiętny poniedziałek nie zapowiadał się tragicznie. Jan przyszedł do córki w odwiedziny, posiedział i przed wieczorem zaczął się zbierać na autobus do Kątów. - Nie był w jakimś złym nastroju - przypomina sobie córka. - Wyprasowałam mu jeszcze przed wyjściem koszulę, pożegnał się z nami i poszedł. Córka pani Joli spotkała dziadka pod kioskiem niedaleko domu. Pił piwo z kolegą. - Dopiero po tym wszystkim córka powiedziała mi, że ojciec poprosił ją, żeby nie mówiła, że go widziała. Pewnie bał się, że gdy się dowiem, przyjdę i sama wsadzę go do autobusu. Może gdyby córka złamała obietnicę, ojciec by się nie powiesił?

Nie jest tajemnicą, że Jan N. często zaglądał do kieliszka. Tym razem pił z kolegą, któremu obiecał załatwić pracę na budowie w Kątach.

Po śmierci matki Jan nie miał gdzie mieszkać. Zresztą w dokumentach figurował jako bezdomny. - Wpadł na pomysł, że zamieszka u siostry w Gniechowicach i będzie jej pomagał w opiece nad dziećmi. Siostra się zgodziła i nawet ucieszyła, pracuje na nocki i taka pomoc ojca przy dzieciach bardzo by się jej przydała. Zaprotestowała natomiast jej szwagierka. A ojca we wrześniu czekała operacja oczu, bo zaczynał ślepnąć. Bardzo się bał tej operacji, że coś się nie powiedzie i stanie się zupełnie bezużyteczny. Mocno przeżył odmowę zamieszkania u siostry. Zamknął się w sobie.

Przygotował się na śmierć

Jan N. na drzewie wisiał ponad tydzień. - A mąż codziennie przechodził koło tego lasku - mówi gorzko Jolanta Rychter. - Boże, czemuśmy go nie zauważyli?

Jolanta po torbie, którą miał ze sobą ojciec, rozpoznała go. Twarz Jana N. była bowiem zmasakrowana przez ptaki. Przed śmiercią musiał zmienić koszulę, bo miał na sobie inną, niż tę, w której pożegnał się z rodziną. Sznurek, na którym się powiesił, zabrał prawdopodobnie z domu młodszej córki.

- Jak postąpił, tak postąpił, nie nam to oceniać. Chociaż to takie niepodobne do niego - ojciec zawsze dziwił się samobójcom. Myślę, że widmo czekającej go operacji i świadomość, że nie będzie miał się gdzie później podziać, skłoniły go do tego czynu.

Jan często odwiedzał córki, jakby chciał zadośćuczynić wydarzeniom sprzed lat. - Był surowym ojcem - wspomina Jolanta. - Chociaż z wiekiem złagodniał, widać było, że brakuje mu ciepła rodzinnego. Pani Jolanta ma żal do księdza, że zbyt mało uwagi poświęcił pochówkowi ojca. - Na cmentarz kazał nam samochodami jechać i powiedział, że jak się nie pospieszymy, to bez nas ojca pochowa.

Ksiądz Tadeusz Szopa odpowiada, że zrobił w tej sprawie dużo więcej niż się należało. Nie czuje się winny stawianych mu zarzutów. Dodaje, że wszystkie rodziny chowające bliskich prosi o, w miarę możliwości, dojazd do cmentarza autami. - Ruch na głównej ulicy w Gniechowicach jest bardzo duży i pochód ludzi idących pieszo w kierunku cmentarza jest po prostu niebezpieczny - uzasadnia proboszcz.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie powiatu wrocławskiego
Express Wrocławski


Magda Wieteska



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 26 kwietnia 2024
Imieniny
Marii, Marzeny, Ryszarda

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl