Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Mam Was!

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Praca detektywa to nie tylko ciemne okulary, aparat z długim obiektywem i ekstremalne pościgi samochodowe. O tym, że to także trudne, żmudne i stresujące zajęcie, rozmawiamy z wrocławskim detektywem, Romanem Apolinarskim z firmy Foks.
Mam Was!
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Mam Was!
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Mam Was!
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Jak długo pracuje pan jako detektyw?

Od 1995 roku. Za długo (śmiech).

Co zadecydowało o wyborze tego zawodu?

Pracowałem wcześniej w podobnej branży, świadczyłem usługi dla firm leasingowych i banków. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że jest zapotrzebowanie na detektywów. Złożyłem specjalny egzamin i zrobiłem licencję. Szkoły, które są obecnie na

rynku, nie dają żadnego zawodu, mogą ewentualnie w ten zawód wdrożyć. Egzamin zdaje się w Komendzie Wojewódzkiej Policji. Jest on organizowany co parę miesięcy.

Jak pan wspomina początki pracy?

Ten zawód nie jest łatwy nawet po piętnastu latach. Początki były paradoksalnie najłatwiejsze, bo z wielu rzeczy nie zdawałem sobie jeszcze sprawy. Nie wiedziałem, co może mnie spotkać. Ale wiadomo, z biegiem czasu wypracowałem sobie pewne schematy

działań, co ułatwia mi pracę.

Jakimi sprawami zazwyczaj się pan zajmuje?

Zajmuję się m.in. wywiadem gospodarczym – nie tylko dla firm windykacyjnych i komorników, ale też dla każdej firmy, która chce poznać kontrahenta, sprawdzić, czy jest uczciwy, czy nie jest dłużnikiem. Warto wspomnieć, że często pracownicy firm windykacyjnych wykonują zadania, które tak naprawdę, ustawowo, ma prawo wykonywać tylko i wyłącznie detektyw - na przykład ustalają miejsce pobytu dłużnika, rozpytują o niego.

Są też sprawy rodzinne, takie, jak poszukiwania osób zaginionych i ukrywających się oraz sprawy rozwodowe. Poza tym wykrywamy i eliminujemy podsłuchy.

Śledzi pan małżonków, by znaleźć na nich „haka”?

Nie, nie szukamy haków. Obserwujemy, by zebrać materiał dowodowy. Jeśli ktoś jest grzeczny i chodzi na rekolekcje, to się pokazuje, że chodzi na rekolekcje. Nie robimy tzw. podstawek, czyli prowokacji.

Po co mąż „każe” śledzić żonę lub żona męża?

Dla spraw majątkowych. Jeżeli udowodnimy, że do rozwodu doszło z winy jednego z małżonków, podział majątku odbywa się na innych zasadach. Ale to są dla mnie sprawy mało ambitne, choć ważne.

Jakich spraw jest najwięcej?

Rodzinnych – nie tylko zdrady, ale też poszukiwania osób, problemy z dziećmi. Na przykład rodzice chcą wiedzieć, co robi ich dziecko w czasie, gdy nie ma go w domu, bo podejrzewają

nieciekawe towarzystwo, wagary lub narkotyki.

Ile to kosztuje?

To nie są tanie usługi, ale cennik zależy od typu i czasu trwania sprawy. Sprawy są trudne, wymagają czasu i zaangażowania, niezależnie od tego, czy jest weekend czy noc. Jak ktoś nie potrafi czegoś załatwić, daje to mi. Nie umawiam się na wynik, tylko na zbadanie sprawy. Dziennie potrafię zarobić czasem około 2000 zł, ale z tego opłacam jeszcze podatki, ZUS, zatrudniam ludzi. Generalnie praca jest dość dochodowa, ale stresująca. Rośnie też konkurencja. Dużo jeżdżę po całym kraju, bywam też za granicą. Ostatnio byłem w Wielkiej Brytanii i w Egipcie.

Jakich sprzętów pan używa?

Głównie samochodu, aparatu, kamery i komputera. Najdroższym sprzętem jest sprzęt wykrywający podsłuchy. Tego nie kupimy w ogólnodostępnych sklepach detektywistycznych, które są raczej dla amatorów. Sam nie mam prawa instalować żadnych podsłuchów i ukrytych kamer, chyba, że ktoś ma prawo do lokalu. Kamerę mam na sobie tylko wtedy, gdy planuję zbliżyć się do obserwowanych osób – przykładowo nagrywam, czy pracownik jest lojalny i nabija na kasę przyjętą gotówkę. Nie mogę i nie chcę prowokować, bo to są czynności operacyjne zastrzeżone dla wybranych organów. Nie mogę łamać ustawy o usługach detektywistycznych, którą, swoją drogą, przydałoby się trochę zmienić, ale lobby w Polsce jest bardzo słabe.

Zdarzały się panu sytuacje niebezpieczne?

Oczywiście. Zawsze istnieje ryzyko, że ktoś mnie zauważy. Do tej pory, odpukać, nic mi się nie stało, ale raz było tak, że klient nie poinformował mnie o poważnych działaniach prowadzonych przez policję na tym samym terenie. Słowem, nieświadomie prowadziłem tę samą sprawę równolegle z policją. Skończyło się to dość agresywnym aresztowaniem… Niemiłe wspomnienie. Bo zgodnie z ustawą mam obowiązek zawiadomić organy o tym, że prowadzę daną sprawę. Często zeznaję też w sądzie. Groźby pod moim adresem padały nie raz. Ludzie chcieli, bym odstąpił od swoich działań. Było też trochę smutnych spraw, bo poszukiwania osób często kończą się tragicznie. Pewnego mężczyzny szukaliśmy aż trzy miesiące. Człowieka w depresji – jest to pewna reguła. Pomagał nam jasnowidz Jackowski, który wskazał miejsce, gdzie znajduje się ciało. I rzeczywiście. Powiesił się. Ludzie naoglądali się filmów i mają błędne pojęcie o tej pracy. Wiele zleceń jest niewdzięcznych, działania są sformalizowane. To jest praca na żywym organizmie, sprawy dotyczą bezpośrednio ludzi.

Czy po tylu latach ma pan już słynny „rentgen w oczach”?

Nie, staram się unikać stereotypów, bo łatwo się pomylić i wydać krzywdzący wyrok. Życie wciąż zaskakuje i nie wolno o tym zapominać.

Czy w pana firmie pracują także kobiety?

Jedna - całkiem nieźle sobie radzi. Kobiety inaczej patrzą na ludzi i sytuacje, widzą więcej szczegółów i trafniej rozpoznają ludzi widzianych wcześniej tylko na zdjęciu. Z drugiej strony trochę trudniej śledzić kobiety, bo potrafią się przeistaczać. Wystarczy inny makijaż czy strój. Kobieta kobietę szybciej rozpozna nawet po takiej transformacji. Ostatnio coraz więcej dziewczyn przesyła do nas CV.

Jaki jest istotny wymóg dla kandydatów na stanowisko detektywa?

Trzeba dobrze prowadzić, wręcz ekstremalnie. Nie chodzi tylko o prędkość. Trzeba umieć być niezauważalnym. Raz jechałem z Wrocławia do Poznania za kobietą, która miała „kapcia” i co pół godziny zatrzymywała się na stacji, by dopompować oponę. Było ciemno, padał deszcz, a ona z taką oponą jechała średnio 170 km/h… Śpieszyła się do kochanka.

Dziękuję za rozmowę.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie powiatu wrocławskiego
Express Wrocławski


Marta Gołębiowska



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 18 kwietnia 2024
Imieniny
Apoloniusza, Bogusławy, Go?cisławy

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl