- Spacerowałam z moim jamnikiem, gdy rzucił się na nas obcy pies – wspomina Irena Wojtkowska. – Ledwo udało mi się od niego opędzić.
Podobnych historii można w okolicy usłyszeć więcej. Zdesperowana mieszkanka Zacharzyc ratowała się przed napastnikiem rzucając w niego jajkami, które miała w torbie.
Młoda siechniczanka przez dłuższy czas miała problem z sąsiadką, która pozwalała psu biegać swobodnie po otwartym terenie. Dopiero upomnienie policyjne sprawiło, że uwiązała swojego pupila na lince. - Nie otrzymaliśmy ostatnio doniesień o pogryzieniu przez psa – opowiada starszy posterunkowy Piotr Palica, dzielnicowy z Siechnic. – Wielu ludzi zgłasza jednak, że zwierzęta są wyprowadzane bez smyczy i kagańca czy po prostu wypuszczane luzem z mieszkań w bloku.
Podobne sygnały napływają często do Rady Miejskiej Siechnic. Jej członkowie chcą w najbliższym czasie wystosować uchwałę do mieszkańców przypominającą o odpowiedzialności właściciela za zwierzę.
Błąkający się pies zostaje zwykle odwieziony przez policję do najbliższego schroniska. Gdy znajdzie się właściciel, może go stamtąd wykupić. Co jednak zrobić z naprawdę bezpańskimi zwierzętami, które stają się coraz większym zagrożeniem? - Nie stać nas na budowę własnego schroniska, a placówka we Wrocławiu jest przepełniona. Staramy się więc znaleźć inne rozwiązanie – mówi wójt Jerzy Fitek.
Powstał projekt, by poszukać osób skłonnych zaopiekować się bezdomnymi czworonogami. Gmina mogłaby wtedy pokryć koszt badań lekarskich i założenia psu chipa. Pomysł był dyskutowany wstępnie w gronie radnych i nie spotkał się z większym oddźwiękiem. Może jednak jest to sposób, na choć częściowe uporanie się z problemem?