Stefania Wróbel od 1936 roku mieszkała w Sulistrowiczkach. Po zakończeniu wojny i przejściu frontu okoliczne miejscowości zaczęli zasiedlać pierwsi Polacy. Jej rodzina otrzymała nakaz ewakuacji. Ruszyli w okolice Kudowy, później mieszkali w leśniczówce pod Oławą. Po kilku latach osiedlili się w Sobótce.
- Mając 10 lat za uzbierane pieniądze kupiłam guzikówkę, mój pierwszy akordeon. Po przejściu frontu Rosjanie wszystko z domu wynieśli. Pozostało tylko Pianino, które było za ciężkie – opowiada Stefania Wróbel.
Swoje wspomnienia opisała w książce pt. „Jestem Niemką w Polsce”.
Kobieta zna nuty, ale również świetnie gra ze słuchu. W Niemieckim Towarzystwie Kulturalno – Społecznym (NTKS) we Wrocławiu jest liderką amatorskiego chóru Heimatsanger.
- Nasze towarzystwo skupia głównie potomków ludzi, którzy zostali w Polsce po wojnie. Dwie osoby dojeżdżają z Sobótki. Aby należeć nie trzeba mieć pochodzenia niemieckiego, dlatego mamy sporo studentów germanistyki – mówi Karolina Urbaniak z zarządu grupy młodzieżowej NTKS.
Po koncercie była degustacja potraw. W dawnym menu sałatek głównym składnikiem były ziemniak.
Podczas imprezy każdy mógł obejrzeć również wystawę unikatowych pocztówek Roberta Guehmanna, który pochodził z Sobótki.
- Był on kolekcjonerem, księgarzem i wydawcą interesujących kart pocztowych. Stworzył on tutaj jedną z najbardziej prężnych wytwórni. Zmarł w 1931 roku – informuje Wojciech Fabisiak, dyrektor muzeum.
Wystawę można oglądać do 14 listopada.