Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Kąty Wrocławskie
Na wózku z humorem

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Jarosław Szczepański jest właścicielem małego sklepu w Gniechowicach. Asortyment, jaki posiada, nie jest okazały, ale właśnie do tego punktu przychodzi wiele osób po codzienne sprawunki.

Jak mówi żona Jarka, Lucyna, klienci przyjeżdżają do sklepu nawet z odległego osiedla. W czym tkwi magnetyzm pana Szczepańskiego? Może w sile i poczuciu humoru, które nie opuszczają go od 30 lat, kiedy to w wyniku wypadku zaczął jeździć na wózku inwalidzkim.

Każdy 20-letni chłopak, który z dnia na dzień traci władzę w nogach, nie może przejść nad tym do porządku dziennego. Jarek nie był wyjątkiem. Rehabilitacja i dojście do równowagi psychicznej trochę mu zajęły. Z późniejszą żoną znali się od szkoły podstawowej, w Gniechowicach oboje urodzili się i wychowali. Ale do ślubu doszło dopiero w 10 lat po wypadku. Trzy lata Jarek poddawał się rehabilitacji. Ta rehabilitacja w dużej mierze to była po prostu praca. - Nie było lekko w domu, musiałem zacząć zarabiać - wspomina. - Na technikum samochodowym zakończyłem edukację, jeszcze czwartą klasę zaliczyłem, piątą zdawałem już zaocznie. Później pracowałem chałupniczo w spółdzielni inwalidów.

Zakład o żonę

- Malował, haftował, wyszywał, robił na drutach - mówią żona i córka. W gościnnym pokoju wisi mini ikona autorstwa Jarka. Piękna.

Czy czuł się odrzucony przez mieszkańców wsi?

- Nie załamał się, bo się we mnie zakochał - uśmiecha się Lucyna. - Chociaż to ja mu się oświadczyłam. No bo ile można tak ze sobą chodzić? Dziesięć lat to aż nadto. A ja już trzydziestki dobiegałam. Moja mama była troszeczkę oporna, ale z tatą Jarek był w bardzo dobrych stosunkach. Zresztą, potem zrozumiałam mamę, w końcu to była niecodzienna sytuacja - zdrowa dziewczyna i chłopak na wózku. Pamiętam, jak przed wypadkiem Jarek niósł mnie na rękach z kawiarni do domu, a to spory kawałek był do przejścia. Do tej pory nie mogę się dowiedzieć, czy to o zakład chodziło.

Jarosław Szczepański z żoną Lucyną i córką Kasią. Fot. WFP

Z wózkiem na kempingu

Pobrali się w 1985 roku, rok później urodziła się Kasia. Jeździli do Wrocławia, gdzie Jarek – mimo, że nie studiował - działał w klubie studenckim Remedium na Grunwaldzkim (dziś już go nie ma). Była siłownia, wycieczki, wieczorki, wymiany zagraniczne z Niemcami. Z małą, a później coraz starszą Kasią jeździli pod namioty do Włoch. - Pakowaliśmy do auta wózek Jarka, dziecięcy wózek Kasi i całą masę rzeczy potrzebnych na kempingu - wspominają. Przechowują zdjęcia z tamtych czasów. Atrakcyjna brunetka i roześmiany mężczyzna na wózku inwalidzkim. Obok - jasnowłosa Kasia. Otoczeni mnóstwem zagranicznych znajomych. Później Jarek sam z córką wyjeżdżał na wakacje, nierzadko koczowali w lesie. - Ja w tym czasie zostawałam w domu, remontowałam, malowałam ściany, trochę odpoczywałam- mówi Lucyna. Czy nie bała się, jak niepełnosprawny ojciec poradzi sobie dzieckiem? - On sobie świetnie radził, lepiej niż niejeden facet ze zdrowymi nogami. Nawet się tam makaron nauczył gotować, co mu w domowych warunkach kompletnie nie szło - śmieje się Lucyna.

Zaczynali od stolika

Własną działalność gospodarczą zaczęli od stolika turystycznego. Lucyna straciła pracę, a zarobki Jarka w spółdzielni inwalidów nie należały do najwyższych. Zarejestrowali więc handel obwoźny, a po kilku miesiącach założyli kiosk.

- Głodni nie chodzimy, z ubraniem jest gorzej, ja to się już w ogóle nie ubieram - mówi Lucyna. - Zresztą, dzień nam upływa bardzo szybko. O 19 zamykamy, o 1 w nocy jemy kolację. I znów od rana to samo - otwieranie, praca w sklepie, zamykanie. Ale starcza nam na życie, i to jest najważniejsze. Córka studiuje turystykę, chyba ma po tacie takie skłonności, więc musimy jej wszystko poopłacać.

Czy nie myśleli o wyjeździe do miasta?

Zgodnie przyznają, że nie. Tu się urodzili, wychowali, poznali, mają dom. Chociaż w mieście z inwalidztwem Jarka łatwiej wmieszaliby się w tłum. - Są na wsi ludzie, którzy nas akceptują i tacy, którzy mają z tym problem - mówi Lucyna. - Nie każdy lubi połamańców - stwierdza z uśmiechem. - Poza tym jest kiosk, który nas utrzymuje. Choć kiedyś było lepiej. - Teraz ludzie jak są po wypłacie, jadą do Tesco - dopowiada Jarek. - Dopiero, gdy się kasa kończy, przychodzą do nas i kupują to, czego nie zdążyli albo zapomnieli.

Czy sprzedają na „kreskę”? - Mamy cztery, pięć osób, które w ten sposób robią u nas zakupy. Czasem bywa trudno, bo przyjdzie sąsiad, nie ma pieniędzy i jak tu mu nie sprzedać na kredyt?

Szczepańscy przyznają, że żyją dość zwyczajnie, jak większość ludzi. Podział ról bywa tylko u nich nieco inny niż w przeciętnych rodzinach. Gdy są kłopoty z rynną, to Lucyna bierze drabinę i sprawdza, czy rynna jest drożna. - On jest bardziej rozrywkowy, a ja spokojniejsza - mówi o mężu. - I tak się jakoś uzupełniamy już ponad 20 lat.

Kasia z dumą przyjmuje komplementy na temat rodziców. - Są bardzo w porządku - mówi. – Znajomi mi ich zazdroszczą.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie powiatu wrocławskiego
Express Wrocławski


Magda Wieteska



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 26 kwietnia 2024
Imieniny
Marii, Marzeny, Ryszarda

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl