Od końca czerwca w Gminnym Centrum Kultury prezentowana jest wystawa zdjęć Sławomira Ciróga poświęcona powodzi. W sali z ekspozycją zdjęć przygotowano wystawę, na której znalazły się także kroniki, wycinki prasowe i inne fotografie z pamiętnego lipca 1997 roku. W rocznicowy wieczór odżyły również wspomnienia.
Cisza przed burzą
Na początku lipca nic nie zwiastowało tragedii. Miesiąc wcześniej w Siechnicach odbył się radosny festyn z okazji nadania praw miejskich, a w budynku GCK przeprowadzony został generalny remont. Ludzie wypoczywali w swoich ogródkach, a dzieci z całej gminy brały udział w zajęciach Akcji Lato.
Fot. WFP
- Nawet gdy słyszeliśmy o alarmującym stanie Odry w okolicach Opola, wierzyliśmy, że nas to ominie. Oficjalne komunikaty zapewniały nas przecież, że jesteśmy bezpieczni – wspominają mieszkańcy – W Kotowicach ludzie nie chcieli nawet skorzystać z samochodów i traktorów podstawionych do ewakuacji. Kilka dni później w tej wsi domy były zalane po dachy.
Nocny atak
Wielka fala przyszła na teren gminy Święta Katarzyna w nocy z 12 na 13 lipca. Szła z dwóch stron: od strony Oławy oraz Opatowice. Połączone nurty Odry i Oławy zalały Trestno, Siechnice, Radwanice i Kotowice. Przerwana zostaje droga z Wrocławia do Oławy, a rano woda dociera też do Świętej Katarzyny, Groblic, Zębic i innych miejscowości.
- Byłam wtedy z grupą dzieci na koloniach nad morzem – wspomina dyrektor GCK Maria Banach. – Gdy moi podopieczni usłyszeli w telewizji informację, że naszej gminy już nie ma, przeżyli szok. Byli pewni, że wszyscy ich bliscy zginęli. Na szczęście udało nam się zapewnić dzieciom pomoc psychologa.
Koniec i początek
Poza niepokojem o los bliskich powódź przyniosła wielu ludziom poczucie utraty dorobku całego życia. Często nie chodziło tu o rzeczy mające dużą wartość materialną - w urzędzie gminy zgłaszano często jako straty pamiątkowe zdjęcia, książeczki do nabożeństwa czy drobiazgi przywiezione po wojnie z rodzinnego domu na Kresach.
W tych ekstremalnych warunkach ujawniła się jednak również niezwykła życzliwość i bezinteresowna pomoc ze strony czasem całkiem obcych ludzi. Podobnie było później, gdy po opadnięciu wód życie musiało zostać zorganizowane na nowo.
Fot. WFP
- Jestem pełna podziwu dla pracowników GCK, którzy pomagali przy odbudowie naszej siedziby – mówi Maria Banach. – Zdaję sobie sprawę, że musieli robić to częściowo kosztem czasu przeznaczonego na remont ich własnych domów.
List sprzed wieku
Podczas remontu GCK doszło do symbolicznego zdarzenia. Pod sceną znaleziono zakopaną butelkę z listem w języku niemieckim. Po przetłumaczeniu okazało się, że… jest to opis poprzedniej wielkiej powodzi na tych terenach w 1903 roku.
- Uznaliśmy to za jakiś znak i sami spisaliśmy historię niedawnego kataklizmu. Zakopaliśmy butelkę w tym samym miejscu. Może za następne sto lat ktoś też ją znajdzie? Najważniejsze, że podobnie jak tamci ludzie przetrwaliśmy trudne chwile.