Fot. WFP
Jerzy Bąk, Mokry Dwór:
Dla wszystkich ludzi był to straszny czas, zwlaszcza dla starszych osób. Woda wdarła się do wsi i wszyscy poruszali się tylko kajakami. Na szczęście dostawy żywności przypływały dość regularnie. Niektórzy ludzie przewidzieli też wcześniej ten kataklizm i zgromadzili zapasy. Jeden chłopak z naszej wsi o mało się nie utopił, ale udało się go uratować.
Fot. WFP
Karolina Jędrzejewska, Święta Katarzyna:
Podczas powodzi miałam zaledwie dwa lata i nic nie pamiętam. Mieszkałam wtedy u babci w Siechnicach. Nasz dom został zniszczony, ale nie wiem o szczegółach. Rodzice nie opowiadali mi wiele o tych wydarzeniach. Być może dla nich wspomnienie powodzi jest wciąż zbyt bolesne.
Fot. WFP
Stanisława Grabka, Siechnice:
Mieszkam przy ulicy Opolskiej, gdzie jeszcze nie było najgorzej. Woda płynęła wprawdzie ulicą zamykając przejazd w kierunku ogrodnictwa, ale na piętrze można było się schronić. Najgorzej mieli mieszkańcy ulicy Fabrycznej i Kolejowej. Zdecydowałam się na ewakuację, ponieważ nie chciałam zostawać sama w domu, ale wróciłam z Wrocławia już po dwóch dniach.
Fot. WFP
Ryszard Zabłocki, Mokry Dwór:
Gdy przyszła powódź, moja rodzina ewakuowała się, a ja zamieszkałem u kolegi, w tej samej miejscowości, ale w bloku na wyższym piętrze. Przypływałem jednak regularnie do domu karmić kozy zostawione na piętrze. Pamiętam, że woda sięgała do parapetów parteru. Potem okazało się, że musimy wyrzucić wszystkie zniszczone ubrania i sprzęty. Odbudowa domu zajęłam i rok, a żona z dziećmi mieszkała przez ten czas u krewnych w Opolu.
Fot. WFP
Janina Michałek, Siechnice:
Jeszcze po południu piliśmy spokojnie kawę i wierzyliśmy, że nic się nie stanie. Tym większym szokiem był dla nas nocne przyjście wody. A potem najgorszy był brak kontaktu z najbliższymi, bo telefony nie działały, a komórki nie były jeszcze tak powszechnie używane. Syn przez trzy dni nie mógł się do mnie oddzwonić i dowiedzieć się, czy jestem cała i zdrowa.