- Ja chcę tylko legalnie płot. Ale nie mogę, bo rosnący po stronie sąsiada żywopłot ma korzenie na mojej stronie. Ale najgorsze jest drzewo, które wchodzi niemal na moją działkę. Jak postawię płot, to za jakiś czas to drzewo rozsadzi go – mówi Czesław Lisowski.
Sporny płot to ostatnia rzecz, która poróżniła sąsiadów. Konflikt trwa jednak znacznie dłużej. Chyba już nikt nie pamięta, jak to się zaczęło.
- Ostatni rok był najgorszy, ale wszystko zaczęło się chyba w momencie, gdy się wybudowałem - mówi z kolei Janusz Ruszkiewicz.
Przy ul. Kwiatowej 8 w Kobierzycach stoją dwa domy: matki pana Ruszkiewicza i jego własny, który sąsiaduje właśnie z posesją państwa Lisowskich - To była sól w oku sąsiada. Zarzucał mi, że nielegalnie się wybudowałem. A przecież na wszystko mam dokumenty i sąsiad dobrze o tym wie. Mimo to, wciąż nasyła na mnie różne kontrole. W tym tygodniu czeka mnie kolejna, będą sprawdzać, czy legalnie postawiłem dom.
Fot. WFP
Kury solą w oku
W ogóle nasyłanie kontroli i pisanie skarg jest głównym orężem w konflikcie. Czesław Lisowski wylicza wiele takich sytuacji. - Sąsiad doniósł na mnie, że trzymam kilkanaście kur. Przyszła kontrola z gminy i kazali mi je zlikwidować. A sam trzyma znacznie więcej. Napisał na nas skargę, że szopka stoi. A sam posadził krzaki, które zdarły z niej papę, zniszczyły tynk. To wtedy napisał skargę, że mu... tynk zagraża.
- Sąsiad trzymał kaczki, kury i świnie w komórkach bezpośrednio przylegających do naszej działki. Nieczystości i resztki jedzenia spływały z deszczem na naszą posesję. Pojawiły się szczury, muchy i czuć było bardzo nieprzyjemny zapach. Na moje uwagi sąsiad reagował agresywnym zachowaniem i niecenzuralnymi słowami. Więc zwróciłem się o pomoc do gminy - ripostuje pan Janusz.
Fajerwerki i kiełbaski
Podobnych spraw jest więcej. Zimą poszło o fajerwerki. Lisowscy twierdzą, że sąsiad celowo strzelał na ich posesję. - Strzelał jak najęty, dwa razy mu podarowaliśmy. W końcu żona poszła na posterunek. Miał już iść wniosek do sądu grodzkiego, ale sąsiad przyszedł, przeprosił i żona mu podarowała. A wtedy on napisał na nas skargę do powiatu, że za blisko jego posesji wybudowałem szopkę – mówi mężczyzna.
Inaczej sprawę widzi Janusz Ruszkiewicz. - Obchodziliśmy urodziny syna. Wyszliśmy do ogrodu i puściliśmy kilka fajerwerków. Zaraz pojawiła się policja. Zresztą przyjeżdżała nie tylko wtedy. Latem grillowałem z przyjaciółmi. Też bo było zgłoszenie, że zaczadzam sąsiadów. A przecież pieczenie kiełbasek na własnej ziemi nie jest zabronione.
Fot. WFP
Został tylko sąd?
Ostatnia sporna kwestia to wspomniany już płot. Pan Czesław ogrodził nim już niemal cały teren. Został tylko kawałek, ale prace zostały wstrzymane. - Największy problem jest tymi krzakami, korzeniami i drzewem. Policja nie może się tym zająć, bo drzewo jest za małe. Odsyła do gminy. Urzędnicy twierdzą, że sąsiad mógł tak blisko posadzić żywopłot. A jeśli uważam inaczej, to mam iść do sądu – dodaje pan Lisowski.
Mężczyzna twierdzi, że nie nadaje się do sądu. Jest schorowany - po zawale, udarze i chorobie onkologicznej. Ma pierwszą grupę inwalidzką. Prawie nie widzi. – Jak mam w takim stanie chodzić po sądach? – pyta retorycznie.
Pora na zgodę
Najgorsze jest jednak to, że nie widać woli porozumienia. Wiele tych spraw wydaje się błahych, ale jednak nie udaje się dogadać. W rozmowie obaj mężczyźni przyznają jednak, że mają już tego dosyć. Każdy deklaruje, że chciałby tylko spokojnie żyć. Wystarczy więc tylko nie robić sobie na przekór, nie wysyłać skarg i czasem nieco ustąpić. Proponujemy aby na początek panowie się spotkali, spokojnie porozmawiali i dogadali się w sprawie płotu. Mógłby to być początek dobrego sąsiedztwa.