- Była dokładnie godzina 7.10. Najpierw usłyszałem cichy szelest, a później głuchy trzask. Kiedy zobaczyłem, co się dzieje zaalarmowałem pracowników, aby nikt nie wchodził do środka. Wszystko trwało sekundy. Gdyby w tym czasie w hurtowni przebywali pracownicy to z pewnością nie zdążyliby uciec – tłumaczy ochroniarz.
Dach ma ok. 2 tys. metrów kwadratowych powierzchni. Runęła dokładnie połowa poszycia. Część dawnego hangaru lotniczego była drewniana. Pod naporem śniegu pękły ściany i obiekt nie nadaje się do użytkowania. O dalszym jego losie zadecyduje nadzór budowlany, ale jest już pewne, że zostanie on wyburzony.
Kilka dni wcześniej straż pożarna apelowała do właścicieli hipermarketów i magazynów o usuwanie zalegającego śniegu.
- 12 stycznia rano otrzymaliśmy zgłoszenie o katastrofie budowlanej w Mirosławicach. Strażacy zabezpieczyli teren. Sprowadzono też ratowników z psami przeszkolonymi do odnajdywania ludzi – informuje Remigiusz Adamańczyk, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu.
Hala ma ok. 15 metrów wysokości. W wyniku zawalenia dach obniżył się jakieś 2-3 metry, część konstrukcji osiadła na magazynowych półkach.
Pracuje w niej 8 osób, na szczęście w chwili zdarzenia nikogo tam nie było.
- Jeden metr sześcienny mokrego firnu waży od 400 do 500 kg. Nietrudno sobie wyobrazić, jak obciąża on konstrukcję budynku. Najwięcej ludzi ginie w lawinach pod zwałami ciężkiego śniegu – tłumaczy Tomasz Łazisz z wrocławskiego klubu wysokogórskiego. Zdaniem alpinisty zlodowaciały śnieg jest najbardziej niebezpieczny. Co innego świeży puch, którego metr kwadratowy waży zaledwie 40 - 70 kg.
Hala należy do austriackiej firmy produkującej ozdoby choinkowe i artykuły papierniczo-dekoracyjne. Główna siedziba znajduje się w Wiedniu. Firma liczy straty. Nikt z pracowników nie chciał z nami rozmawiać. Poinformowano nas, że właściciel zabronił załodze rozmawiać z mediami.
Pan Franciszek Żygadło wzdycha i wspomina czasy, kiedy w hangarze stały samoloty, które w powojennej Polsce jako pierwsze startowały z lotniska w Mirosławicach.
- Konstrukcja hangaru była znana na świecie z powodu unikatowego systemu łączenia drewnianych podpór. Nie można go odtworzyć. Wiązania były tajemnicą niemieckich cieśli – mówi Franciszek Żygadło, który od 1945 roku mieszka w Sobótce.