Z mieszkańcami Sadkowa spotykamy się w jednej z sal w miejscowej szkole. To nie przypadek, bo szkoła jest tu jednym z najważniejszych centrów życia kulturalnego. Udostępnia swoje pomieszczenia na okolicznościowe spotkania, kursy tańca i zajęcia sportowe. – Co prawda mamy też świetlicę, ale pozostawia ona wiele do życzenia – mówi Irena Hajdasz, sołtys, mama trojga dzieci i wielka pasjonatka muzyki. Świetlicę urządzono w dawnym budynku stołówki przy miejscowym pałacu. Dzierżawi ją, podobnie jak pałac, holenderska firma Hedro. Obiekt jest udostępniany mieszkańcom, ale nie mogą tam przeprowadzić żadnego gruntownego remontu. – Dzierżawa kończy się w grudniu 2010 roku – mówi sołtys. – Mam nadzieję, że wtedy uda nam się przejąć świetlicę i doprowadzić ją do porządku, bo teraz jest w opłakanym stanie. A może kiedyś wybudujemy nową…
W świetlicy organizowane są zajęcia dla dzieci w ramach działalności klubu „Kuźnia”. Młodzież raczej z nich nie korzysta, co nie znaczy, że w Sadkowie nie ma dla niej nic do roboty. – To najbardziej aktywna młodzież, jaką znam – chwali pani sołtys. – Kiedy tylko poproszę o pomoc, nigdy mnie nie zawiodą. I sami mają głowy pełne pomysłów.
- Wielu z nas jeździ na motorach, dlatego marzy nam się klub motocyklowy – mówi 18 – letni Filip Ilnicki. Wtórują mu koledzy, Marek Baranowski i Oskar Śmielak. Oskar jest w Sadkowie znany ze swoich talentów aktorskich. Wszyscy zapamiętali, jak pojawił się w kilku odcinkach serialu „Pierwsza Miłość”.
Utalentowana jest również 19 – letnia Daria Turowska. Nie tylko jeździ na międzynarodowe mistrzostwa w tańcu towarzyskim, ale także przepięknie śpiewa w miejscowym kościele.
Kościół jest dla mieszkańców Sadkowa bardzo ważnym miejscem. Nikt tu nie zapomniał, jak w nocy z 3 na 4 listopada 1995 roku wybuchł w nim ogromny pożar. – Zapaliła się stojąca obok, drewniana dzwonnica, a od niej dach świątyni – wspomina Kazimierz Matejunas, przedsiębiorca i miłośnik francuskich win. – Pamiętam, jak patrzyliśmy na to i nie można było nic zrobić. Do dzisiaj nie wiadomo, co było przyczyną pożaru. Na szczęście, dzięki staraniom mieszkańców i ówczesnego sołtysa, Ireny Kotali, kościół udało się odbudować.
Innym wydarzeniem, które wpłynęło na bieg historii Sadkowa, była likwidacja PGR-u na początku lat 90-tych. To dzięki niemu przyjeżdżali tu ludzie z całej Polski, którzy po jakimś czasie zostawali na stałe. – Dlatego mieszkańcy Sadkowa pochodzą z tak wielu różnych zakątków Polski – mówi sołtys. – I wszyscy żyją tu ze sobą w wielkiej harmonii.
W PGRze pracowała m.in. pani Olga Chmurzyńska, ale ona trafiła w okolice Sadkowa od razu po wojnie. Przyjechała z Tiutkowa, wsi na terenie obecnej Ukrainy i najpierw mieszkała w Sadowicach, a od 1956 roku w Sadkowie. – Kiedy żyło się najlepiej? Chyba teraz – mówi sędziwa mieszkanka. – Jestem na emeryturze, odwiedzają mnie wnuki, dobrze żyję z sąsiadami. Czego chcieć więcej?
Kresowianie i ich potomkowie stanowią w Sadkowie bardzo dużą grupę, dlatego we wsi zaczęto organizować spotkania kresowian, a także zaangażowano się w akcję „Pomoc Polakom na Wschodzie”. – Utrzymujemy stały kontakt z dziennikarką Grażyną Orłowską – Sondej, a nasi mieszkańcy często pojawiają się w audycjach poświęconych Kresom – mówi sołtys.
W mediach pojawiał się także inny, słynny mieszkaniec Sadkowa, nieżyjący już Hieronim Żygadło. – To był człowiek „instytucja” – mówią o nim sąsiedzi. Pracownik PGR-u, sołtys, myśliwy, gawędziarz, podróżnik, pisarz to tylko niektóre z ról, w jakie zdążył się wcielić w trakcie swojego barwnego życia. Niedawno ukazały się jego dwie książki, w których spisał swoje wspomnienia z podróży na Syberię. Wszyscy tu też pamiętają, jak latał nad wsią na lotni i rzucał dzieciom cukierki. – Bez niego Sadków już nigdy nie będzie taki sam – mówi sołtys. – Tacy ludzie nie rodzą się często.
Oprócz „starych” mieszkańców, w Sadkowie są też „nowi”, ale to podział tylko z nazwy. Wszyscy zgodnie przyznają, że nie ma między nimi żadnych konfliktów. – Nie jesteśmy też przysłowiową „sypialnią” Wrocławia – wskazują. – Wszystkim nam jednakowo zależy na rozwoju miejscowości.
„Nowy” jest na przykład Piotr Chmurzyński, radny powiatowy i tata dwójki maluchów. Jego 3 – letni synek Szymon to podobno najgrzeczniejsze dziecko w Sadkowie. Pan Piotr przeniósł się tu z Wrocławia 5 lat temu i w najmniejszym stopniu nie żałuje decyzji. – Sadków ma rewelacyjne połączenie z różnymi częściami Wrocławia – mówi. – Dojazd samochodem na Kozanów, Oporów czy Nowy Dwór zajmuje mniej, niż przejechanie stamtąd do centrum w godzinach szczytu. Nie bez znaczenia są również świetne warunki dla wychowywania dzieci. Niechętnie wysyłałbym je na podwórka przy blokach w wielkim mieście.
Z rozmów z mieszkańcami wynika, że żyje im się tu naprawdę dobrze. Wkrótce przy szkole powstanie nowe boisko „Orlik”, a po ukończeniu budowy obwodnicy dojazd do Wrocławia będzie jeszcze łatwiejszy. Oczywiście, jest też sporo do zrobienia, ale pani sołtys wierzy, że wszystko uda się w końcu osiągnąć. – Najbardziej doskwiera nam brak świetlicy, rozbudowanej sieci dróg i kanalizacji – mówi. – Nie tracę jednak nadziei, bo przecież od czasów PGR-u wiadomo, że Sadków to wieś skazana na sukces.