Niedawno królowa Anglii przesłała jej medal. Odznaczenie przesłano pocztą i przekazano w domu opieki społecznej, gdzie niedawno kobieta przebywała. Obecnie starszą panią zaopiekowała się rodzina z Sobótki. – Wywieziono nas, aż pod granicę Chińską, gdzie spędziłam 2 lata. Później udało mi się przedostać do Palestyny i wstąpić do w armii Andersa – opowiada Paulina Jaśnikowska.
Fot. WFP
Potem kobieta pełniła pomocniczą służbę w Iranie, Iraku i innych krajach, aż w końcu statkiem dotarła do Nothingham w Wielkiej Brytanii. Tam razem z mężem mieszkała przez kilka lat. – Anglicy nie wiedzą, co znaczą zabory i okupacja. Nic dziwnego skoro sami byli kolonizatorami. Polsce zawdzięczają życie, bo gdyby nie nasze lotnictwo szybko przekonaliby się, co znaczy wojna we własnym kraju – mówi sybiraczka.
Do Polski wróciła w 1947 roku i wspólnie z mężem osiedliła się niedaleko Dzierżoniowa. Powrotu nie wspomina dobrze, dla władzy ludowej była wrogiem publicznym.
– Po wojnie żołnierzy z armii Andersa wytykano palcami i obraźliwie nazywano „andersowcami”, a ja byłam „andersówką”.
Paulina Jaśnikowska ubolewa, że do 1990 nie mogła jawnie opowiadać historii swojego życia. W latach osiemdziesiątych w jednej z oławskich szkół wnuczkowi pani Paulinie obniżono sprawowanie za to, że na lekcji wspomniał o Katyniu. Medal od królowej Anglii nie jest jedyną pamiątką sybiraczki. W szufladzie trzyma również inne odznaczenia m.in. od Wojciecha Jaruzelskiego i prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Paulina Jaśnikowska z odznaczeniem od królowej Anglii