Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Siechnice
Nie doszliśmy do Berlina...

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Niedawno, 1 września, obchodziliśmy 70. rocznicę rozpoczęcia II wojny światowej, a 17 września, rocznicę napaści Armii Czerwonej na Kresy Wschodnie II Rzeczypospolitej.

Wojenna zawierucha boleśnie doświadczyła miliony Polaków. Przekonał się o tym choćby kpt. Tadeusz Bagiński z Żernik Wrocławskich, prezes Gminnego Koła Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych.

Wojenne losy pana Tadeusza doskonale pokazują, jak bardzo skomplikowane to były czasy. Zwłaszcza na Kresach Wschodnich, na Wołyniu. Gdy najpierw wybuchła wojna, później wszedł drugi okupant. Później jeszcze nie raz ziemia ta była teatrem zmagań wojennych, ale... po kolei.

- 1 wrzesień 1939 roku miałem 13 lat. Pamiętam, że była mobilizacja. Przyjechał przedstawiciel wojska przy gminie, zebrał wszystkich mieszkańców, odczytał, że mężczyźni z taką i taką kategorią wojskową powołani są pod broń. Na drugi dzień zbiórka w gminie i tam już każdy dowiadywał się, kto do której jednostki ma się udać - wspomina pan Tadeusz.

Tak było aż do 17 września. - Od rana pasłem krowy. Wracam do wsi, a ludzie mówią, że Sowiety wkroczyły. Dotąd nie wiedzieliśmy co to wojna. Wojna była na zachodzie, za Bugiem, pod Warszawą. Cały dzień był słychać taki warkot, to głównymi drogami przemieszczały się wojska radzieckie. Na niebie pojawiły się też samoloty sowieckie samoloty. Leciały bardzo wysoko, jakby się obawiały naszej artylerii przeciwlotniczej – dodaje kombatant.

Niedaleko wsi, w której mieszkał Tadeusz Bagiński była placówka polskiej kawalerii. Dwóch zwiadowców wyjechało naprzeciw czerwonoarmistom, chcieli dowiedzieć się, czy ich wkroczenie to na pomoc Polakom czy agresja. - Żołnierze radzieccy chcieli ich rozbroić. Ale kawalerzyści nie pozwolili na to, odjechali, ale trzeba przyznać że Rosjanie nie strzelali do nich – mówi pan Tadeusz.

Trudne sąsiedztwo

Wybuch wojny, a potem wkroczenie armii czerwonej, to nie jedyne niebezpieczeństwa, które czyhały na Polaków. Napięte, czy wręcz wrogie, były stosunki z ukraińskimi sąsiadami.

- Ukraińcy mieli broń, zachowaną jeszcze z 1918 roku. W pewnej dużej wsi była cerkiew. Przejechał przez nią polski oddział i zatrzymał się za wsią, w lesie na odpoczynku. Ale cały czas konny zwiad posyłali na tyły. Podczas takiego zwiadu, gdy zwiadowcy minęli wieś z cerkwi padły strzały z karabinu maszynowego. Na szczęście nikogo nawet nie ranili. Gdy żołnierze zameldowali to dowódcy, ten kazał wrócić do wsi, nikomu robić krzywdy, ale narobić trochę popłochu. Jak ci przyjechali to Ukraińcy zaczęli uciekać i krzyczeć, że Polacy mordują. Tak się to rozniosło po całej okolicy – wspomina mieszkaniec Żernik Wrocławskich.

Tragicznie zrobiło się jednak pod koniec 1942 i w 1943 roku. Gdy tereny te zajęli już Niemcy, a wielu Ukraińców z nimi współpracowało. Ukraińskie bandy, tzw. banderowcy, zaczęli organizować pogromy polskich wsi. Początkowo sporadycznie, z czasem nabrało to wręcz wymiaru masowego. - Okrążali wieś, rabowali, potem wszystko palili, a ludzi okaleczali i mordowali – mówi kombatant.

Tadeusz Bagiński również był bliski śmierci z rąk ukraińskich oprawców. - To było 16 września 1943 r. Okrążyli naszą wieś. Część stała wkoło z karabinami, a inni z widłami, siekierami. Z kolegą mieliśmy konie, chcieliśmy się przebić. W czasie jazdy on zgubił kurtkę, zatrzymał się, a ja pojechałem. Wjeżdżam na polanę, chciałem zaczekać na niego, patrze stoi dwóch Ukraińców. Gdybym spanikował i chciał zejść w lewo to prosto nabił by, się na ich na bagnety. Zeskoczyłem nagle na prawą stronę, na szczęście oni rzucili się na konia i to mnie uratowało. Straszne jęki i lamenty wtedy było słychać we wsi – kontynuuje kombatant.

Opatrzność czuwała

Kilka miesięcy wcześniej, w wielki piątek 1943 r. wieś, w której mieszkał Tadeusz Bagiński, okrążyli Niemcy. Spędzili wszystkich na plac szkolny. Młodzież na jedną stronę, a starszych puścili do domu. Ci pierwsi mieli jechać do Niemiec.

- Nas wywieźli najpierw furmankami, później na samochody, a z samochodów do pociągu. Zawieźli nas do koszar jako punkt zbornego. Po kilu dniach pędzili nas przez miasto do pociągu. W mieście był duży ruch. Część szło na nogach, cześć na samochodach, a chodnikami normalnie szli ludzie. Szedłem za jednym Niemcem chodnikiem, a żołnierze byli w sporych ostępach. Gdy wszyscy skręcili w lewo, ja poszedłem... prosto. I tak uciekłem z transportu do Niemiec – wspomina mężczyzna.

Jak zginąć, to w walce

Grudzień 1943 r. Na Wołyniu z powrotem są już Sowieci. - 30 grudnia zaczęli robić zapisy do armii polskiej. Ostatnim rocznikiem poborowym był 1926. Mój rocznik. Zgłosiłem się. W lutym 1944 trafiłem do armii. Nie musiałem iść, bo nie wyglądałem na swoje lata. Zdecydowałem, że jak przyjdzie zginąć, to lepiej zginąć w walce. Jak przyszedłem na zborny punkt, już orkiestra była, chcieli też, żeby było religijnie i nawet kapelan nas żegnał.

Pan Tadeusz trafił do jednostki pancernej jako czołgista. - Najpierw sześć miesięcy na szkole pancernej byłem. Później szliśmy na Szczecin z I Armią w ramach I Fontu Białoruskiego. Jak zdobyty został Kołobrzeg, to przerzucili nas na Front Ukraiński. Przetransportowali nas do Oleśnicy. Mieliśmy brać udział w udział zdobywaniu w Festung Breslau, ale potem innym rozkazem poszliśmy swoim chodem na Zgorzelec. Koło Rotenburga forsowaliśmy Nysę.

Batalion Tadeusza Bagińskiego nie dotarł jednak do Berlina. - Tak posuwaliśmy się naprzód, aż któregoś dnia, za daleko zaszliśmy skromnymi siłami. Bez wsparcie piechoty. Jeszcze można było się wycofać, ale radziecki pułkownik, który był dowódcą brygady, nie zgodził się. Straciliśmy prawie wszystkie czołgi, zostało tylko siedem maszyn. Trafiliśmy akurat na wracającego z Węgier generała Steinerta. I tak nie doszliśmy do Berlina.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie powiatu wrocławskiego
Express Wrocławski


AS



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl