- Nigdy nie zapomnę krzyku i paniki uciekających z parku ludzi. Najgorsze, że nigdzie nie dało się ukryć. Kiedy zaczęło wiać schowałyśmy się z wnuczką za drzewa, ale te zaczęły się łamać jak zapałki. Parę metrów od nas runęła potężna sosna – relacjonuje Maria Staworzyńska z ul. Koreańskiej. Mieszkance Brochowa cudem udało się wyjść z parku.
W ciągu kilkunastu minut powalonych zostało tam 70 drzew. Park stracił potężnego buka – unikatową odmianę na Dolnym Śląsku i pomnik przyrody. Łamiące się drzewa padały również na tory kolejowe. Z tego powodu doszło do wykolejenia kilku wagonów na brochowskiej magistrali kolejowej.
- Wichurę przesiedziałem w altance na ogródku. W powietrzu latały konewki i gałęzie. Najbardziej wystraszyłem ciemności, które nadeszły. Pomyślałem nawet, że to koniec świata – opowiada Janusz Mrozowicz, działkowicz ul. Chińskiej.
Skutki nawałnicy były widoczne w całym mieście.
Na ulicy Mickiewicza drzewo runęło przed wejściem do sklepu. Wyrwane z korzeniami brzozy zniszczyły tramwaj stojący na pętli klecińskiej. Uszkodzone zostało też torowisko i 90 procent trakcji elektrycznej.
Drzewa zabijały ludzi
Podczas nawałnicy zginęły 3 osoby, a piętnaście zostało rannych.
Na ulicy Buforowej konar przygniótł rowerzystkę, która zginęła na miejscu. Pod Ząbkowicami drzewo runęło na 14-latka z Oleśnicy. Przygnieciony chłopiec jeszcze żył. Z pod pnia wyciągnął go sąsiad. Niestety zmarł po kilku godzinach w ząbkowickim szpitalu.
W podobny sposób zginął 20-letni mężczyzna, który wybrał się na spacer do oleśnickiego parku.
- Tak dramatycznie było chyba tylko w czasie lipcowej powodzi tysiąclecia - mówił dziennikarzom Sławomir Najnigier, ówczesny wiceprezydent Wrocławia.
W ciągu dwóch dni wrocławscy strażacy mieli ponad 300 zgłoszeń. Łącznie w akcjach usuwania drzew wzięło udział 1,5 tys. ludzi. W mieście uszkodzonych zostało 143 samochody i trzy budynki (zniszczone dachy i ściany).
Kataklizm przez inwersję
W poniedziałkowy wieczór 22 tys. mieszkańców dawnego województwa wrocławskiego zostało bez prądu. Nie działało pięćset podstacji energetycznych średniego napięcia. Skutki usuwania awarii trwały kilka tygodni.
W parku brochowskim połamane drzewa leżały kilka miesięcy.
Nawałnicy towarzyszyło silne gradobicie i burza. Czy dysponując zaawansowaną techniką można dziś przewidzieć nadejście wichur i nawałnic?
- Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Niedawno zakończyliśmy powstający dwa lata projekt analizy kataklizmów oparty m.in. na nawałnicy z 2005 roku, która z prędkością 114 – 150 km przeszła przez obszar Dolnego Śląska – tłumaczy dr Marek Boś z Zakładu Klimatologii i Ochrony Atmosfery Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zdaniem naukowców musi być kilka czynników, aby powstał tak silny wiatr m.in. nadejście gorącego powietrza zwrotnikowego i inwersja temperatury w atmosferze.
Meteorolodzy mogą przewidzieć deszcze, wiatry czy burze, ale nie kataklizmy.
O nadchodzących zmianach pogodowych powiadamiane jest Centrum Zarządzania Kryzysowego (CZK).
- Na podstawie bardzo ogólnych informacji z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej nie można ewakuować ludności lub podejmować innych radykalnych działań. Niestety mimo rozwijającej się techniki natura jest nieprzewidywalna – tłumaczy Marek Janusz, kierownik CZK.