Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Uderzenie jak warkot piły

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
W miejscu katastrofy śmigłowca do ziemi wsiąkło ok. 500 litrów paliwa lotniczego. Aby nie doszło do skażenia strażacy chcą zebrać półmetrową warstwę gleby.

Kończy się najazd służb, komisji wypadkowych i dziennikarzy na Jarostów. Ludzie wciąż zastanawiają się jak mogło dojść do tragicznych zdarzeń. Wielu słyszało huk spadającej maszyny, ale nawet przez chwilę nie pomyśleli, że to helikopter ratunkowy.

- Leżałam na łóżku, kiedy po godzinie siódmej usłyszałam hałas przypominający warkot piły mechanicznej. Po chwili warczenie ustało. Podeszłam do okna, ale widziałam tylko mgłę – opowiada Janina Jaworska, która mieszka zaledwie 40 metrów od ogrodu, w którym rozbiła się maszyna. Kobiecie do głowy nie przyszło, że w tym miejscu mogło się zdarzyć coś niedobrego.

- Znam huk wypadków, bo niedaleko jest autostrada. Kiedyś w nocy zapalił się tir. Opony strzelały jak bomby. Baliśmy się, że nam w oknach szyby powybija. A tu śmigłowiec spada w zupełnej ciszy. Warkot tej piły trwał kilka sekund – dodaje pani Janina.

Inny mężczyzna był akurat w kurniku, kiedy usłyszał przelatujący nisko helikopter. Mieszkaniec niedowidzi, ma za to wyczulony słuch. Jego zdaniem silnik nie pracował jak trzeba.

Na miejscu nie ma już żadnego fragmentu rozbitego Mi-2. Szczątki pojechały ciężarówką do Wrocławia i zostaną zbadane przez ekspertów z komisji wypadków lotniczych. Części rozłożono w hangarze.

Każdą śrubkę, zawór czy łożysko obejrzą biegli z zakresu wypadków i za ok. miesiąc sporządzą szczegółowy raport.

Ranny myślał, że koledzy są nieprzytomni

Z relacji świadków wynika, że pierwsi na miejscu wypadku byli dwaj mieszkańcy – Paweł MazurkiewiczArtur Pruczkowski.

- Dawali znaki śmigłowcowi, który przyleciał z Zielonej Góry, ale ten nie reagował. Kiedy zatrzymali karetkę pogotowia lekarz zapytał, którą drogą można dojechać. Przecież można było przejść polem kilkaset metrów. Chłopcy chętnie pomogliby nieść sprzęt medykom – denerwuje się Edward Mazurkiewicz, ojciec Pawła.

Mężczyzna tłumaczy, że ma żal w sercu z powodu ciężko rannego lekarza, którego znaleziono dopiero po godzinie.

Relacje mieszkańców są szokujące.

- Maszyna prawdopodobnie nawracała, gdy nagle uderzyła w płot, połamała grube drzewa i spadła na ziemię. Ratownik siedzący obok pilota leżał martwy pod płotem – świadczył o tym siny kolor skóry. Pilot leżał wkręcony w blachę. Makabryczny widok – opowiada Jarosław Kozłowski, który jako trzeci był na miejscu.

Lekarz Andrzej Nabzdyk leżał z drugiej strony maszyny i nie widział martwych kolegów.

- Wołał ich. Był pewny, że stracili przytomność. Niewyraźnie mówił, ale zdążył zawiadomić Centrum Zarządzania Kryzysowego – dodaje Kozłowski.

Cud, że się nie zapalił

Wszyscy na miejscu czuli rozlane paliwo lotnicze. Jego zapach przypomina pastę do podłóg. Wystarczyła iskra, aby cały teren stanął w płomieniach.

- Spece, z którymi rozmawialiśmy powiedzieli nam, że do pożaru nie doszło dzięki niskiej temperaturze na zewnątrz. Podczas wypadku śnieg dostał się do pompy paliwowej i dzięki temu nie nastąpił samozapłon – tłumaczy inny mieszkaniec.

Kilka dni po tragedii teren wizytowała straż pożarna z pracownikami Starostwa Powiatowego w Środzie Śląskiej.

Śmigłowiec spadając ściął kilka drzew, betonowy słupek i zorał sad. Przy zniszczonym ogrodzeniu znaleziono zbiornik paliwa.

- Szacujemy, że nafta lotnicza przeciekła do ok. 50-centymetrowej warstwy gleby. Warstwa skażonej ziemi powinna zostać usunięta – mówi Zdzisław Zygan, kierownik Wydziału Środowiska i Rolnictwa w Starostwie Powiatowym w Środzie Śląskiej.

W katastrofie zginął doświadczony pilot i szef wrocławskiego Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Janusz Cygański i wieloletni ratownik Czesław Buśko. Ciężko ranny został lekarz Andrzej Nabzdyk.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie powiatu wrocławskiego
Express Wrocławski


Jacek Bomersbach



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Wtorek 16 kwietnia 2024
Imieniny
Bernarda, Biruty, Erwina

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl