Dziś Paweł miałby 33 lata. Jego znajomi twierdzą, że nie wyglądał na swój wiek. Rodzina twierdzi, że był domatorem. Pracując w zakładzie Remak w Opolu miał wypadek. Przygniotła go ciężka blacha, która spadła z wysokości. Lekarze stwierdzili uraz neurologiczny i zalecili leczenie.
- Po wypadku się nie zmienił. Później podjął pracę w piekarni w Jelczu Laskowicach. Wyszedł wieczorem 5 listopada nie zamykając za sobą bramki wejściowej. To dziwne, bo nigdy tego nie robił – opowiada Władysława Domaradzka, mama Pawła.
Co mogła się z nim stać? Rodzina zgłosiła policji zaginięcie i na własną rękę rozpoczęła poszukiwania. Rozmawiała m.in. z kierowcami PKS Polbus, którzy przejeżdżają przez Kamieniec Wrocławski. Niestety, żaden z kierowców go nie widział.
Mógł zostać porwany lub ulec wypadkowi na drodze do Wojnowa. - Nie mam pojęcia, co się stało. Syn był spokojny, nie chodził na dyskoteki. Przez pewien czas grał w piłkę w drużynie PKS – Łany – martwi się pani Władysława.
Rodzina porozlepiała ulotki z fotografią Pawła na dworcu PKS i w różnych miejscowościach na terenie gminy Czernica.
- Dziś w nocy przyśnili mi się moi zmarli znajomi. Pawła nie było pośród nich. Dlatego wierzę, że syn żyje – dodaje mama zaginionego.