Komputer wyprodukowano jeszcze w dawnym NRD. Nastawia się go na różne skale trudności. Pionki i obudowa maszyny są drewniane. Fryzjer gra z nim od 20 lat. Po wykonaniu ruchu zapalają się światełka na konsolecie. – To oznacza, że komputer myśli. Ma osiem minut na podjęcie decyzji. Czas do namysłu maszyna daje również przeciwnikowi. Jeśli gracz nie wykona żadnego ruchu, komputer wygrywa – tłumaczy Marian Rużyczka.
W zakładzie stoją rozstawione na stołach dwie szachownice, które czekają na wyzwanie klientów. Rozegrać partyjkę przychodzą również znajomi fryzjera.
Marian Rużyczka strzyże Zbigniewa Salę
- Mieszkam w Niemczech, gdzie w dużych miastach są nowoczesne zakłady fryzjerskie, ale wieje z nich komercją. Tutaj panuje swoisty klimat, bo dobry fryzjer jest jak zegarmistrz, który potrafi nie tylko naprawić zegar, ale i kukułkę – mówi Zbigniew Sala, jeden z klientów.
Sam fryzjer jest mistrzem szachowym i wielokrotnym zwycięzcą turniejów organizowanych w Sobótce.
Bez ciemni i odczynników
Przed wojną w pomieszczeniach, gdzie dziś mieści się fryzjer, był urząd pocztowy. Po placówce pozostało jeszcze niewielkie okienko do przyjmowania listów i przesyłek. Lustra, meble z szafkami na nożyczki oraz brzytwy przywieziono z miejscowości Stary Sambor na Ukrainie – z przedwojennych terenów Polski, skąd przyjechała fryzjerska rodzina Mariana Rużyczki.
– W latach 50-tych chciałem zostać fotografem, zamawiałem książki, które przesyłano z Warszawy. Posiadałem dobry aparat pentona. W 1959 roku na rynek zaczęła wchodzić fotografia kolorowa, co wiązało się z olbrzymimi kosztami odczynników, a ja nawet nie miałem ciemni – opowiada fryzjer.
Po namowie ojca kilkunastoletni wówczas pan Marian ostatecznie zrezygnował z zawodu fotografa. Poza tym fryzjerstwo w jego rodzinie było już tradycją.
Żegnam się w przyszłym roku
Zakład fryzjerski w Sobótce Zachodniej jest najstarszym w miasteczku – istnieje od 1947 roku. Dawniej odwiedzało go więcej klientów, obecnie w mieście funkcjonuje 10 zakładów i salonów.
Marian Rużyczka w 2007 roku chce zamknąć interes
- Kiedyś klienci byli beztroscy, zawsze w humorze, w kolejce do strzyżenia opowiadali sobie kawały. Dziś ludzie milczą, są bardziej zmęczeni, nie rozmawiają o polityce – opowiada pan Marian. Jego zdaniem zmieniła się również młodzież, która niechętnie rozgrywa partyjkę szachów. – Wolą przeglądać kolorowe czasopisma, a do Gościa Niedzielnego w ogóle nie zaglądają – skarży się fryzjer.
Marian Rużyczka mówi, że zmęczony jest pracą. W 2007 roku odchodzi na emeryturę i zamyka interes.