Na szlaku turystycznym ktoś przywiązał paromiesięcznego jamnika smyczą do drzewa. Zwierzę skamlało i w porę zauważyli je turyści. Gdyby nie oni czworonóg mógłby nie przeżyć nocy. Innym porzuconym psem zaopiekowała się mieszkanka Sobótki. – Zwierzę przychodziło pod kiosk, gdzie pracuję, dlatego klienci ochrzcili psa „Kioskowym”. Był podrzutkiem i przez cały czas go dokarmiałam – opowiada Daria Mugaj. Po pewnym czasie czworonóg uznał, że teren wokół kiosku należy do niego i pogryzł kilka osób. Pies trafił na kilkutygodniową obserwację na posterunek policji. Dlaczego tam? Bo w miasteczku nie ma odpowiedniego miejsca, gdzie weterynarz mógłby obserwować zwierzę.
Hycel się spóźniał
Na szczęście czworonóg był zdrowy i odwieziono go do schroniska aż pod Oleśnicę. Schronisko we Wrocławiu jest przepełnione i nie chce przyjmować zwierząt spoza miasta.
I choć coraz więcej ludzi porzuca czworonogi urząd gminy nie wie, co dalej robić. – Gmina nie ma hycla, bo unieważniliśmy umowę z firmą w Dzierżoniowie. Łapacze psów okazali się nieuczciwi i zjawiali się dopiero na drugi dzień po naszej interwencji - informuje Danuta Mankiewicz z urzędu gminy w Sobótce.
Pies gminny
Co zrobić, gdy pogryzie nas pies? Zdaniem urzędniczki sprawę należy zgłosić policji i weterynarzowi. Piłeczkę odbija Sławomir Ząbek, weterynarz z Sobótki, który twierdzi, że bezpańskie psy są własnością gminy i do nich należy zgłosić problem. A co na to funkcjonariusze? – Policja nie zajmuje się odławianiem i dokarmianiem zwierząt. Od tego są odpowiednie służby, które mają zaplecze sanitarne i sprzęt – tłumaczą policjanci.