Takich rodzin, gdzie dzieci wykonują zawód rodziców czy dziadków jest coraz mniej. Dziadek Zenona Feszczuka był młynarzem w Semenowie koło Trembowli (tereny dzisiejszej Ukrainy). Na ścianie biura wisi pochodzące z 1932 „świadectwo uzdolnienia” - dokument, który potwierdzał kwalifikacje i uprawniał do wykonywania zawodu. Po wojnie i zmianie granic rodzina wędrowała po Polsce, aż w końcu osiedliła się w Jordanowie Śląskim. Tradycję zawodową kontynuował ojciec pana Zenona w znajdującym się tutaj młynie. Zanim jednak podjął pracę, najpierw ukończył Technikum Spożywcze na wrocławskiej Wyspie Słodowej (w budynku, w którym obecnie znajduję się Hotel Tumski). Jednym z nauczycieli tej placówki był Wojciech Dzieduszycki.
Fot. WFP
Ojciec pana Zenona pracował w jordanowskim młynie od 1962 roku. Zakład zmieniał właścicieli, aż w końcu został wykupiony od gminy przez rodzinę Feszczuków. Obiekt funkcjonował jeszcze w latach przedwojennych jako młyn. Wiele urządzeń pochodzących z tych czasów do dziś pracuje bez zarzutu. Dobrze spisuje się pochodząca z pierwszej połowy dwudziestego wieku maszyna firmy Gebruder Seck z Drezdna.
Nowoczesna natomiast jest piekarnia znajdująca się za budynkiem młyna., gdzie wypieka się chleb według oryginalnej receptury. Pieczywo różni się od konwencjonalnego tym, że do jego produkcji nie używa się drożdży. Jest to chleb na zakwasie, pieczony według starych przepisów i tradycji rodzinnych. Ten specyficzny wypiek tak się spodobał jurorom dolnośląskiej edycji ogólnopolskiego konkursu „Nasze kulinarne dziedzictwo”, że przyznali mu pierwsze miejsce w swojej kategorii.
Fot. WFP
Działająca przy młynie piekarnia piecze tylko jeden rodzaj chleba. - Szykujemy się do rozszerzenia asortymentu - mówi Zenon Feszczuk. - Jednak nie na wielka skalę, chcemy bowiem utrzymać lokalny charakter produktu, zbliżony do wyrobów tradycyjnych.
W przyszłości młyn chce również wytwarzać mąkę ekologiczną. Już od trzech lat właściciele posiadają certyfikat Eko Gwarancja. Niestety w obecnej chwili nie jest to jeszcze opłacalne. Koszty transportu pochłonęłyby zyski. Jeszcze żaden rolnik nie uprawia w okolicy ekologicznego zboża, czyli bez użycia sztucznych nawozów czy środków ochrony roślin.