Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
Warunki kremacji

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Przed kremacją rodzina musi podpisać dokument, że w ciele zmarłego nie ma rozrusznika serca. To ważne dla bezpieczeństwa pracowników krematorium na wrocławskim Kiełczowie.

Rozrusznik to niewielki pojemnik pod ciśnieniem, który eksploduje podczas spopielania zwłok. - Mieliśmy przez to awarię pieca krótko po otwarciu krematorium w latach 90 - tych. Rozrusznik eksplodował, ale na szczęście nikt z pracowników nie ucierpiał. Uszkodzona została komora, w której spala się zwłoki – tłumaczy Zofia Kluszycka, dyrektor Zarządu Cmentarzy Komunalnych we Wrocławiu.

Nieboszczyk przed kremacją nie może mieć ze sobą żadnych metalowych i szklanych przedmiotów. Dlatego przed wjazdem ciała do pieca, pracownicy muszą przeszukać trumnę i sprawdzić czy nie znajdują się w niej np. pozostawiane często przez rodzinę telefony komórkowe, kule ortopedyczne czy butelki z wódką.

Zaledwie 2 procent ludzi decyduje się, aby niewielki reliktarz z prochem zmarłego trzymać w domu. Fot. WFP

- Kiedyś nasi pracownicy znaleźli nadpitą butelkę wódki. Po wyjęciu została ona zniszczona. Rozpuszczone w piecu szkło niszczy spód komory – informuje Władysław Zabłocki, kierownik Cmentarza Komunalnego na Psim Polu.

Trumna przed wjazdem do pieca. Fot. WFP

Kremacja trwa średnio do półtorej godziny. Zmarłych ważących ponad 150 kg spala się nawet trzy godziny. Pracownicy krematorium mają wgląd do pieca przez specjalną szybkę. Twierdzą, że najdłużej w człowieku spala się jego chory organ.

- Najdłużej pali się nowotwór. Trzeba naprawdę długo czekać, aby komórki rakowe zostały zwęglone do końca. To przedziwny twór, który trudno zniszczyć nawet po śmierci – mówi pracownik krematorium.

Po zwęgleniu prochy stygną w specjalnym pojemniku kilkadziesiąt minut. Zanim trafią do urny są mielone. Oddzielane są również metalowe części np. gwoździe od trumny czy endoprotezy. W ciągu miesiąca pracownicy znajdują ok. 15 różnych drutów, protez, śrub w ciele nieboszczyka. Przedmioty są niszczone, bo nie nadają się już do ponownego użycia.

Pojemnik do chłodzenia ludzkiego popiołu. Fot. WFP

Prywatne spopielanie

We Wrocławiu co roku zwiększa się liczba kremacji. W 1997 roku przeprowadzono ich 505. Trzy lata później - 1233. Pod koniec 2007 roku w dwóch piecach na Kiełczowie spopielono ponad 3 tysiące ciał.

Pracownicy mają podgląd, czy ciało zostało dokładnie spopielone. Fot. WFP

- Obecnie krematorium pracuje pełną parą. Średnio w miesiącu przeprowadza się 320 kremacji – dodaje Zofia Kluszycka.

Konkurencją stają się również prywatne krematoria, które działają już w Łodzi, Bytomiu, Rudzie Śląskiej, Poznaniu i Gdańsku. Oferują one tanie i szybkie usługi. Jednak, niektórzy przedsiębiorcy pogrzebowi mają zastrzeżenia, co do ich jakości.

Sanepid się nie miesza

W Polsce nie ma szczegółowej regulacji prawnych dotyczących pochówku prochów zmarłych. Generalnie urnę można przechowywać w domu, ale decyduje się na to zaledwie 2 – 3 procent rodzin.

Sterowany komputerem jeden z dwóch pieców do kremacji na wrocławskim Kiełczowie. Fot. WFP

- Może chętnych na przechowywanie urn z prochem bliskich byłoby więcej, ale w takim wypadku rodzina nie otrzyma 6 tysięcy złotych zasiłku pogrzebowego – uzasadnia Pani Małgorzata, pracownica największego zakładu pogrzebowego we Wrocławiu.

ZUS nie wypłaci zasiłku, bo na fakturze nie będzie podanego miejsca pochówku. Rodziny niechętnie więc wpisują na fakturę, że zmarły „pochowany” jest w domu.

Nieliczni kupują również niewielkie reliktarze, gdzie trzyma się symboliczną ilość prochów (zaledwie parę gram). Są jednak i tacy, którzy nie rozstają się z bliskimi.

- Noszę przy sobie prochy mojego brata, z którym byłam mocno związana. Był on najbliższą mi osobą. Zginął dwa lata temu w rajdzie samochodowym na Mazurach – mówi Magdalena Lebidowicz, która na szyi nosi niewielką urnę przypominającą medalion.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie powiatu wrocławskiego
Express Wrocławski


Jacek Bomersbach



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 19 kwietnia 2024
Imieniny
Alfa, Leonii, Tytusa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl