Romnów zamieszkują tylko 72 osoby, a mimo to festyny stały się tu już tradycją. - Dotychczas, przez ostatnich pięć lat, zorganizowaliśmy trzy imprezy plenerowe. Naszym popisowym daniem były zawsze ruskie pierogi. Po raz pierwszy na październikowym festynie zamieniliśmy pierogi na pieczone ziemniaki. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę, bo grillowane kartofle znikały w zadziwiającym tempie - opowiada Alina Piórkowska, sołtyska.
Na festyny do Romnowa przyjeżdżają ludzie z całej gminy, a nawet z Wrocławia.- Niektórzy dzwonią do mnie np. z Kozanowa, pytając kiedy kolejny festyn - śmieje się sołtyska. W tym roku główną nagrodę - laptopa - wygrała właśnie wrocławianka.
Mieszkańcy Romnowa mają zapędy w kierunku sztuki, zwłaszcza komediowej. W tym roku wystawili „Włos” Jana Brzechwy, w poprzednich latach były to „Jaś i Małgosia” oraz próbki kabaretu Otto. - Nie zawsze nam to wszystko perfekcyjnie wychodzi, ale grunt, że lubimy tę wspólną zabawę i staramy się śmiechem zarażać innych - dodaje Alina Piórkowska.
Na festynie pojawiło się wielu ludzi, nawet z Wrocławia. Fot. Monika Wiejacka
Człowiekiem, dla którego festyny są ważnym spoiwem łączącym mieszkańców wsi jest ksiądz proboszcz Marcin Czerepak. To wyjątkowa postać, która nawet z ambony zachęca do spotykania się na imprezach plenerowych i poprzez kulturalną zabawę odnawiania przyjaźni.
W tym roku dochód z loterii fantowej wyniósł 7 tysięcy złotych. - Część pieniędzy oddajemy zawsze do kasy kościelnej - w ten sposób mamy już pięknie wymalowany kościół, a część przeznaczamy na potrzeby wsi - mówi pani sołtys.