- W trakcie budowy inspektorzy chyba czegoś nie dopilnowali, bo jest sporo zaniedbań. Zacieki w mieszkaniach robią się od wody przedostającej się pod elewację – mówi kierownik firmy, która naprawia dach. Wymieniane są dachówki, rynny, po prostu usuwana jest fuszerka poprzedniej ekipy.
Usterki to między innymi różnica w spadzistości i niefachowe wykonanie pokrycia. Jeden z kominów zbudowano z cegły tzw. dziurawki, której od dawna nie stosuje się do tego typu prac.
Przez nieszczelny dach dwupiętrowca woda spływała nawet do mieszkania na 1 piętrze. W najgorszej sytuacji jest część lokatorów z poddasza. – Wystarczy jeden dzień deszczu, aby ściany nasiąkły wilgocią. W kilku miejscach tworzy się grzyb. Nic nie zmienia fakt, że jestem ubezpieczony. Za kolejne odszkodowania przeprowadzam remont, a następny deszcz powoduje ponowne namakanie ścian – opowiada Hubert Dziubich.
Spadające dachówki
Na usuwanie szkód wspólnota „Pasjonata” z ulicy Ciasnej wyłożyła ponad 65 tys. zł. – Inwestor sknocił robotę, a teraz wspólnota boryka się problemami. Wcześniej były kłopoty z wentylacją – denerwuje się Janusz Pierz z zarządu wspólnoty.
Blok wybudowano 7 lat temu. Podczas silnego wiatru z dachu zaczęły spadać dachówki. Mieszkańcy wytoczyli sprawę w sądzie ówczesnemu wykonawcy i sprawa ciągnie się do dziś. Inne skargi na wykonawcę dotyczą nieprawidłowo wykonanych kanałów wentylacyjnych. – Powietrze zamiast wydostawać się na zewnątrz tłoczone było do środka – tłumaczy inny sąsiad.
Skargi nie do mnie
Mieszkańcy za wszystkie szkody i nieprawidłowości obarczają Stanisława Nowickiego, który był inwestorem i właścicielem Budomexu – spółki budującej osiedle przy ul. Ciasnej 15-25. Firma była zobowiązana likwidować usterki, ale została sprzedana i nie wiadomo, gdzie się mieści. - Nie jestem stroną w sprawie. Budynki są własnością Budomexu i do nich należy kierować wszelkie pytania – uzasadnia dawny inwestor.
- Wystarczy dzień deszczu, aby na ścianach tworzyły się zacieki – mówi Hubert Dziubich, lokator z poddasza
Budomex to staruszek
Nic dziwnego, że domownikom puszczają nerwy skoro pieniądze na kolejne remonty musieli pożyczyć w banku. Sytuację pogarsza fakt, że Budomex winny jest wspólnocie ponad 38 tys. zł. – Jako zarząd nie oczekujemy już nic, tylko zwrotu poniesionych kosztów – mówi Janusz Pierz. Nam nie udało się odnaleźć adresu spółki, którą poszukuje też komornik. Jeden z lokatorów poinformował nas, że firma mieści się w Warszawie, a pod wskazanym adresem nie ma żadnych biur tylko mieszka schorowany staruszek.