Archeolodzy pracują już od poniedziałku. Na terenie wyznaczono plac o powierzchni pół ara, gdzie prawdopodobnie spoczywa wrak samolotu. Wstępna hipoteza jest następująca Messerschmitt 109 "e" lub "g" został zestrzelony z broni pokładowej (znaleziono kawałki poszycia samolotu przebity pociskiem) i lądował bądź spadł na pole. Maszyna prawdopodobnie płonęła gdyż badacze na miejscu prac wykopaliskowych znaleźli nadpalone części pleksi z szybki pilota.
Fot. WFP
Wieść gminna
Muzeum Miejskie dowiedziało się o samolocie od konserwatora zabytków, a ten z kolei ze
zgłoszenia otrzymanego od okolicznych mieszkańców. Choć świadkowie zdarzeń już dawno nie żyją, bo miało ono miejsce w czasie walk o Festung Breslau w 1945 roku, opowieść o Messerschmicie spoczywającym na polu była przekazywana z pokolenia na pokolenie i wreszcie ktoś zdecydował się to zgłosić. Jak opowiadali miejscowi samolot przy lądowaniu wbił się w ziemię, tak że wystawał tylko ogon, który został odcięty i zabrany przez okolicznych mieszkańców. Jeszcze po wojnie dzieci wrzucały amunicje z niego do ogniska w czasie zabaw.
Fot. WFP
Co znaleziono do tej pory
Prace trwają. Na razie archeolodzy odkopali tylko kilka drobnych elementów samolotu, które złożono do skrzyń. Poddane zostaną one późniejszej ekspertyzie przez specjalistów. Pozostałości po maszynie to głównie kawałki metalu, przewodów elektrycznych i kawałki szybek pleksi. Udało się również odkopać kilka elementów z wyposażenia kabiny pilota, czyli zegarów pokładowych, skal podziałowych oraz klamry od pasów lotniczych. Na niektórych szczątkach Messerschmitta 109 można jeszcze odczytać część napisów w języku niemieckim.
Fot. WFP
Pilot maszyny latający nad Wrocławiem i okolicami w czasie Festung Breslau prawdopodobnie stracił w niej życie . Na całym dotychczas odkrytym przez badaczy terenie znaleziono porozrzucane kości ludzkie. - Są to między innymi nadpalone kości czaszki i miednicy – mówi Monika Gross, archeolog z Muzeum Archeologicznego. Zostaną one oddane zakładowi medycyny sądowej, a później antropologom. Dzięki temu możliwe stanie się ustalenie wieku i przyczyny śmierci pilota. Niewykluczone, że szkielet był cały jednak na skutek uprawiania i przekopywania ziemi został rozciągnięty po całym polu.
Fot. WFP
Georadar nie dał rady
Początkowo badania nad miejscem spoczynku samolotu próbowano prowadzić georadarem. Ze względu jednak na gliniastą glebę pod warstwą orną było to niemożliwe. - Przystąpiliśmy więc do pomiarów przy użyciu metody elektrooporowej. Polega ona na badaniu oporności gruntu. Mówiąc w skrócie po prostu wpuszcza się w niego prąd. - tłumaczy Anna Groffik, z firmy Geo-radar, która bezpłatnie udostępniła archeologom sprzęt. Prace prowadzi się sektor po sektorze, zapisuje wyniki pomiarów (tzw. akwizycja danych), a następnie "wrzuca" do specjalnego programu komputerowego. - Dzięki temu będziemy wiedzieć, gdzie i czy leżą poszczególne części samolotu – dodaje Groffik. Pracownicy firmy Geo-radar mają już doświadczenie w pracach nad odkopywaniem wraków maszyn lotniczych. Do tej pory wyciągnęli już takie samoloty jak brytyjski wielozadaniowy "Halifax" (obecnie w Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie, wykopany w Dąbrowie Tarnowskiej) czy używany jak bombowiec lub transportowiec amerykański "Liberator" (z Banic w Beskidach). Messerschmitt będzie trzeci.
- Zobaczymy co uda nam się wykopać. Jeśli znajdziemy duże części, to z pewnością je zakonserwujemy, a później po ich uporządkowaniu zrobimy z nich wystawę w Muzeum Militariów we Wrocławiu. Może uda nam się odszukać nieśmiertelnik pilota lub numer seryjny maszyny, co pozwoli ustalić historię samolotu oraz jakie zadanie on wykonywał – mówi Monika Gross.