Organizatorem imprezy było Terenowe Koło Hodowców Koni we Wrocławiu wraz ze Stajnią Krzyżanowice oraz Wójt Gminy Długołęka. Zawody odbywały się od 4 do 7 lipca, wzięło w nich udział 36 załóg. Gościnnie w Siedlcu Trzebnickim pojawiły się dwie ekipy z Niemiec, z partnerskiej gminy Velen.
- Jeśli chodzi o rangę tych zmagań to wyższą w granicach naszego kraju mają już tylko mistrzostwa Polski w powożeniu. Takich imprez jak ta w Siedlcu jest około 7-8 rocznie w całej Polsce - mówi Wojciech Smudziński, sędzia główny.
Fot. WFP
W ciągu każdego dnia zawodów załogi startujące w imprezie mogły zdobyć punkty karne za błędy popełnione na trasie przejazdu. Oczywiście każdy z konkursów miał swoje reguły, których złamanie groziło zdobyciem punktów. Można je było dostać na przykład za przewrócenie pojazdu, za elementy spadające z powozu w czasie jazdy, nadużywanie bata, a także za każdą „nadprogramową” sekundę przy pokonywaniu przeszkody. Zwycięzcą zawodów zostawał ten, kto zdobył ich najmniej.
Podczas trzech dni zmagania wierzchowców i powożących śledziła publiczność. Pierwszego dnia zawodów odbyło się ujeżdżanie. Jest to konkurencja w ramach, której ocenia się swobodę, regularność chodu, harmonię, impuls, giętkość, lekkość, łatwość ruchu i prawidłowe wygięcie koni w ruchu. Zawodnicy natomiast oceniani są za styl, dokładność i ogólną umiejętność kierowania zaprzęgiem. Ponadto zwraca się uwagę na ich ubiór, a także stan uprzęży i pojazdu oraz ogólną prezencję całego zaprzęgu. Konkurencja ta rozgrywana jest w kwadracie. Zaprzęg musi wykonać w nim określone programem figury poruszając się w kłusie i stępie.
Fot. WFP
Drugiego dnia, w sobotę miał miejsce maraton składający się z trzech odcinków. Pierwszy z nich liczył 5100 metrów. Drugi 800 metrów stępem. Trzeci natomiast polegał na pokonaniu sześciu przeszkód (6100 m). Była to chyba najbardziej mordercza i najbardziej widowiskowa część zawodów. Wierzchowce zmęczone ogromnym wysiłkiem i tempem czasem gubiły się na przeszkodach. Dało się wtedy słyszeć nerwowe okrzyki i komendy powożących. Nad wszystkim jednak czuwali sędziowie, którzy śledzili przebieg zawodów. – Jeżeli zwierzęta są zbyt zmęczone zawodami to w trosce o nie nakazujemy zjechać z trasy. Jednak dla dobrze wyćwiczonego wierzchowca takie zawody nie powinny stanowić problemu. Zwłaszcza przy twardym podłożu jakie mamy na trasie przejazdów w Siedlcu – mówi nam jeden z sędziów obserwujących zawody. W maratonie arbitrzy oceniali szybkość, prawidłowość i precyzję jazdy.
Ostatniego dnia, w niedzielę odbył się konkurs zręczności powożenia oraz uroczysta dekoracja zwycięzców w poszczególnych kategoriach. Następne zawody w powożeniu już za rok.