Pożar wybuchł dwukrotnie w ciągu tygodnia. Najpierw spaliły się pomieszczenia, w których wcześniej mieszkali Kurantowiczowie.
- Po godzinie szóstej dostaliśmy zgłoszenie, że palą się baraki. Aby wejść do środka musieliśmy założyć aparaty tlenowe. W pomieszczeniach nie było nikogo. W bałaganie na stołach zauważyliśmy słoiki po ogórkach, chleb i butelki po alkoholu – relacjonuje jeden ze strażaków.
Dwa dni później straż otrzymała kolejne zgłoszenie. Tym razem płonął cały barak. Zostały jedynie zgliszcza i góra śmieci za barakiem. Nie wiadomo, co było przyczyną pożaru.
Po akcji wielu okolicznych mieszkańców odetchnęło z ulgą i cieszą się, że spłonął „wstyd Sobótki”, czyli baraki dla bezdomnych.
- Ostatnio mieszkali tam bezdomni, którzy nadużywali alkoholu. Wielokrotnie odbywały się tam pijackie libacje. Byliśmy wiele razy nagabywani przez żuli – opowiadają mieszkańcy z Chopina.
Problemy z alkoholem
Dawniej w drewnianym baraku mieszkały aż, cztery rodziny. Wśród nich piątka dzieci z rodziną Kurantowiczów.
- Co to za życie. Ściany w pokojach zarasta grzyb. Ja z mężem jesteśmy odporni, ale boimy się o stan zdrowia maluchów – mówiła w 2006 roku Barbara Kurantowicz.
Zarząd Budynków Mieszkalnych w Sobótce (ZBM) od dawna planował rozebrać barak, ale nie było mieszkania socjalnego dla Kurantowiczów. Z czasem odcięto również dopływ gazu i wody.
W końcu po siedmiu latach egzystencji w fatalnych warunkach Kurantowiczowie dostali mieszkanie w Sulistrowicach. W kilku pokojach o powierzchni 75 metrów kwadratowych zamieszkała jedynie część rodziny.
Na przeprowadzkę reszty nie zgadzała się matka Barbara Kurantowicz. Jej zdaniem mieszkanie jest duże, jednak nie na tyle, aby pomieścić piętnaście osób. Pojawiły się również inne problemy.
– Z synami są kłopoty, bo lubią zaglądać do kieliszka. Niedawno jeden z nich wyszedł z więzienia. Zresztą są już dorośli i mają własne rodziny, to niech sami załatwiają mieszkanie – mówiła kobieta.
Podpalenie na bank
Wiadomo, że jeden z pogorzelców Seweryn Kurantowicz znalazł pracę w Niemczech. Drugi Wojtek nie ma, gdzie się podziać, więc tuła się po rodzinie i kolegach.
- Raz spał u nas, następnym razem u babci. Śpi również u kolegów. Z nim jest problem, bo nadużywa alkoholu – mówi Jan Kurantowicz.
W spalonych barakach przy Chopina zameldowane są jeszcze trzy osoby. ZBM chce jak najszybciej wyburzyć zgliszcza. Jeszcze nie wiadomo, co powstanie w tym miejscu.
- Baraki już dawno miały być zburzone. Śmieci, które zwozili bezdomni zostaną jak najszybciej wywiezione – informuje Krystyna Bryjak z ZBM w Sobótce.